Mało czasu na pisanie recenzji, ale sporo radości bo wpada kilka ciekawych tytułów (i filmowych i książkowych), wypatruję więc jakiejś wolnej chwili, by porządkować wszystko. W końcu koniec roku i podsumowania się zbliżają. Ale na razie nadganiam z notką na dziś. Jakiś czas temu zorientowałem się, że tak lubiany przeze mnie Maciej Siembieda, chyba został przeze mnie na jakiś czas zapomniany, a tu proszę - cztery nowe tytuły i teraz mam co nadrabiać. Na początek prokurator Jakub Kania. To już czwarty tom? Ale nie wiem czemu mam wrażenie, że chronologicznie on jakoś powinien być umieszczony przed niektórymi wydarzeniami z tamtych części, czyżbym się mylił?
Powiedzmy jednak najpierw czemu polubiłem tego autora. Na pewno w grę wchodzi tu moja słabość do łączenia kryminalnej intrygi z zagadką historyczną, pewnie jeszcze z dzieciństwa po prostu Pan Samochodzik mi się tak wdarł w serducho i został. I dlatego z radością wypatruję nie tylko kryminałów retro, ale i bardziej współczesnych historii, tyle że powiązanych z przeszłością. A tu Maciej Siembieda, czy Leszek Herman radzą sobie świetnie. Cykl z prokuratorem Jakubem Kanią pierwszego z wymienionych przypadł mi bardzo do gustu, choć nie ma w sobie może aż tak dużej dawki przygody i sensacji, jak książki drugiego ze wskazanych. Historii za to nie brakuje. I nie jakichś bardzo znanych wydarzeń, postaci, wielkich skarbów, miejsc oklepanych i odwiedzanych przez setki tysięcy ludzi, ale czasem kart z przeszłości mniej nagłośnionych, a my możemy je odkryć dzięki autorowi (jak choćby wątek szlifierni diamentów w obozach koncentracyjnych). Tym razem też będzie ciekawie, zapewniam. Łącząc prawdziwe wydarzenia z odrobiną fantazji autor wciąga nas nie tylko w ciekawą intrygę, ale i inspiruje do dalszych poszukiwań w źródłach.
Jakub Kania, będący na początku swojej kariery prokuratorskiej (i jeszcze nie w IPN tylko w rejonówce), raczej nie potrafi trzymać języka za zębami, gdy uważa że trzeba powiedzieć prawdę i nawet gdy dostaje polecenie zostawić jakąś sprawę, a czuje że coś w niej jest, będzie drążył ją zawzięcie. Taki to już typ. Kocha historię, ale kocha też zasady takie jak patriotyzm, uczciwość, lojalność. Mimo więc że jego kariera wisi na włosku zadziera tym razem z potężną organizacją niemiecką, w której szeregach są ludzie, którzy służyli Hitlerowi. Pomagając w śledztwie prowadzonym przez zaprzyjaźnioną dziennikarkę z Niemiec, uda się na Dolny Śląsk, gdzie nie tylko przeżyje wielką powódź (rok 1997), ale i odkryje fascynującą historię rodziny von Trauwitzów. Czemu wokół rodziny narosło tyle legend oraz nieprzychylnych historii, czemu po odkryciu ich trumien w jednym z kościołów, zaczęto mówić o klątwie? Jak, bazując głównie na dokumentach i nielicznych świadkach, można dojść do odkryć, które wydają się sensacyjne i zmieniają spojrzenie na różne wydarzenia czy postacie? Aż by się chciało, by właśnie w taki, może ciut luźniejszy sposób, popularyzowano różne badania historyczne, wiedzę o dostępności źródeł, relacji, o metodach analizy i łączenia faktów.
Akcja może nie jest super szybka, ale naprawdę wciąga i nie brakuje w niej niespodzianek. Równolegle do prowadzonego współcześnie śledztwa, poznajemy motywacje ludzi, którzy stają do rozgrywki z Kanią po drugiej stronie planszy - poważanych biznesmenów, sędziów, dobrze ustawionych polityków i urzędników niemieckich, którzy za nic by nie chcieli, by ktoś przypomniał ich przeszłość, którą głęboko zakopali.
Polecam, szczególnie jeżeli lubicie takie połączenie beletrystyki i historii, bez wielkich udziwnień i budowania na siłę sensacji (jak np. robi to Brown).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz