piątek, 16 grudnia 2022

Over and Out - Collage, czyli oto powrócili i to w jakim stylu

Pierwsze dźwięki... zaraz, zaraz czy to Jean Michael Jarre? Potem już wchodzą gitary i świetny wokal, wchodzisz więc w zupełnie inny klimat. Ale znów znajomy. Czyżby to Marillion? Tylko Kossowicz to nie Fish. Ale skojarzenie chyba wcale nie takie od czapy, bo okazuje się, że panowie z Collage zaprosili do udziału w tym albumie gitarzystę z tamtej formacji.
Może gdyby nie zniknęli na tak długo ze sceny muzycznej, to moje skojarzenie nie wskazywałoby na innych, bo panom trudno odmówić klasy i oryginalności, przynajmniej na naszym rodzimym poletku. Pewnie fani rocka progresywnego z wypiekami na twarzy czekali na ten powrót - po ponad 25 latach. I choć dziś taka muza może nie jest aż tak popularna jak kilka dekad temu, to muszę przyznać, że brzmi to prostu świetnie!

Materiał to raptem 5 utworów, ale większość z nich ma grubo powyżej 5 minut, a pierwszy, rozbudowana suita ma ich ponad 22. Ach jak tego dobrze się słucha! To budowanie nastroju, od spokojnego panina, wyciszenia, do kanonady bębnów, rozpędzających się klawiszy i świetnych gitarowych solówek. Chwilami robi się wręcz symfonicznie, choć to wciąż rockowe granie. Ale te chórki, ten wokal, jakie to wszystko jest harmonijne, spójne, ile w tym świetnych muzycznych pomysłów! Jest pięknie - zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Klimat, magia, emocje. Świetny album.
A Beksiński na okładce to tylko kropka nad i. 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz