Pierwsze dźwięki... zaraz, zaraz czy to Jean Michael Jarre? Potem już wchodzą gitary i świetny wokal, wchodzisz więc w zupełnie inny klimat. Ale znów znajomy. Czyżby to Marillion? Tylko Kossowicz to nie Fish. Ale skojarzenie chyba wcale nie takie od czapy, bo okazuje się, że panowie z Collage zaprosili do udziału w tym albumie gitarzystę z tamtej formacji.
Może gdyby nie zniknęli na tak długo ze sceny muzycznej, to moje skojarzenie nie wskazywałoby na innych, bo panom trudno odmówić klasy i oryginalności, przynajmniej na naszym rodzimym poletku. Pewnie fani rocka progresywnego z wypiekami na twarzy czekali na ten powrót - po ponad 25 latach. I choć dziś taka muza może nie jest aż tak popularna jak kilka dekad temu, to muszę przyznać, że brzmi to prostu świetnie!
A Beksiński na okładce to tylko kropka nad i.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz