niedziela, 23 kwietnia 2017

Jak zostać dyktatorem - Mikal Hem, czyli niekoniecznie poważnie o sprawach poważnych

Światowy dzień książki. Wszystkich książkoholikom - wszystkiego dobrego! Co by nam się półki rozciągały, a kasa w portfelu i czas na czytanie mnożyły w nieskończoność.

I przy okazji podzielę się radością. Nasza Piastowska akcja wymiany książek (po raz pierwszy beze mnie) była dziś mocno oblegana, a kilka dni przed niedzielą mieliśmy na przeprowadzenie w mieście akcji spontanicznego uwalniania książek - 91 tytułów zostało rozłożonych na ławkach w parku, przystankach itp. Nie dajmy się zwariować pesymistycznym statystykom. Róbmy swoje.

A dziś o książce Jak zostać Dyktatorem.
Dodano w tyle jeszcze przypisek: podręcznik dla nowicjuszy, tak żeby jeszcze bardziej podkreślić żartobliwy ton tej pozycji.
Ale jako to zapytacie: jak można żartować z takich tematów jak dyktatura? Poza tym, że czasem w ich własnych krajach śmiech jest niezłą bronią przeciw nim, trzeba przyznać, że bywają też naprawdę zabawni. Mikal Hem nie popełnił jednak zbioru anegdot, ale satyryczny opis cech charakterystycznych różnych wataszków, władców, którzy nawet gdy zdobyli rządy metodami uczciwymi, to potem już nie chcieli wypuścić jej z rąk. Ku przestrodze. Ku refleksji. Nie tylko do śmiechu. To taki niby reportaż, krótki bryk historyczny, napisany lekko i okraszony fajnymi ilustracjami.


Najlepiej by można zareklamować lekturę tej niewielkiej książki przytaczając jakieś jej fragmenty, abyście zobaczyli ile tam ciekawostek i w jakim style to jest napisane. Ale po co zamieszczać cytaty i odbierać przyjemność? Uporządkujmy zatem. Hem napisał to formie poradnika, czyli uporządkował różne informacje począwszy od dochodzenia do władzy, przez to jak pozbywać się wrogów, dobrze się bawić, tworzyć własną legendę, a jednocześnie dbać o to by nikt nie wyrwał stołka spod tyłka.
Większość tych postaci znamy z historii (np. Bokassa, Husajn, Kimowie, Mao, Kaddafi), dominują kraje Ameryki Południowej i Afryki, ale o dziwo znalazło się też tu miejsce na kilku rządzących dziś w krajach byłego bloku sowieckiego. Sami zgadujcie o kogo może chodzić i czym się "zasłużyli" na znalezienie w jednym szeregu z tymi, których imiona wymawia się najczęściej niczym przekleństwa. Norweski dziennikarz miesza sprawy ważne (jak choćby walka z opozycją, kradzież majątku narodowego) z duperelami (stroje, zachcianki, kochanki), ale może dzięki temu chciał zaciekawić tych, którzy zwykle po biografie polityków nie sięgają.

To raczej przystawka, a nie poważna lektura na temat historii i analiza zjawiska jakim są dyktatorskie zapędy niektórych panujących, ale czyta się bardzo sympatycznie. Lekko, ale i celnie.
Może jakiś konkurs na najbardziej głupio wydane pieniądze przez dyktatorów? Znalazłoby się tu sporo pretendentów do wygranej. Chociaż może lepiej nie. W krajach niby-demokratycznych też kradnie się nasze pieniądze, może mniej jawnie, ale z równą bezczelnością. Nie wiadomo kto by w tym konkursie wygrał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz