Niecałe półtora miesiąca nowego roku, a tu na blogu już 9 przedstawień (i 3 kolejne czekają na notki), 13 książek, 17 filmów... Ale wiecie co? Od takiego nadmiaru głowa nie boli :)
Zastanawiam się tylko co by tu jutro opisać. Film? Książkę? Płytę?
Na dziś komiks. I to nie byle jaki. Dzięki Piotrowi od jakiegoś czasu mogę coraz bardziej zagłębiać się w różnorodne albumy, a dopiero teraz mi podsunął komiks, od którego byś może w ogóle warto rozpocząć przygodę. No może przesadzam, bo pewnie większość z nas rozpoczynała kontakt z historiami obrazkowymi w dzieciństwie od rzeczy rozrywkowych. Ale na pewno ten zeszyt pozwala ogarnąć temat i trochę inaczej na niego spojrzeć. Przestanę się może dziwić przy kolejnych podsuwanych zeszytach. Choć przecież to zdziwienie też może być fajnym doświadczeniem.
Przeglądając ten komis, miałem taką refleksję: szkoda, że w ten sposób nie drukuje się u nas podręczników np. do historii, plastyki, czy przedsiębiorczości. A choćby i do fizyki. Przecież choć znajdziemy tu czasem dość zabawne rysunki, to nikt nie może powiedzieć, że to praca dla dzieci. Scott McLloud przygotował profesjonalny, rozbudowany, pasjonujący wykład o historii komiksu, na temat teorii, analizy sposobów oddziaływania na czytelnika, języka używanego do opowiadania historii. Wykład wcale nie drętwy, bo oparty na masie przykładów, zabawnie i ciekawie rozrysowany, tak, że nawet różne definicje czy dywagacje na temat meta języka, są jak najbardziej zrozumiałe.
Komiks o komiksie. No proszę. Nie spodziewałem się, że to może być tak interesujące i że tyle jest odmian i kierunków rozwoju opowieści obrazkowych. W świetny sposób udało się przedstawić różnice w myśleniu o tym jak rysować jakieś historie np. w Azji, Stanach i Europie. Zadumać się można też nad bardzo trafnymi spostrzeżeniami, które mogą przedefiniować całe myślenie o komiksach (np. pokazanie, że najciekawsze jest to co między obrazkami, miejsce na wyobraźnię). I można się zachwycić nad całą masą przykładów i nazwisk, które człowiek próbuje zapamiętać, aby potem pogrzebać w ich twórczości :)
Mnie nie trzeba przekonywać, że to sztuka niedoceniana, ale cholernie ciekawa, ale może warto podsuwać tę pozycję różnym znajomym, by wybić im z głowy stereotypowe i krzywdzące myślenie, że komiks to coś dla dzieci - proste rysuneczki z dymkami. Może trochę za dużo tu tekstu i teorii, ale też dzięki temu po raz kolejny można udowodnić błąd w myśleniu, że każdy album da się przeczytać w kilka minut.
Zamiast komiksy ignorować, wyśmiewać, po prostu warto spróbować. I najlepiej poradzić się tych, którzy na tym się trochę znają, by podsunęli co ciekawsze kąski. Każdy tu może znaleźć coś dla siebie.
Świetna pozycja. Mnie pokazała przede wszystkim ocean wiedzy, który leży przede mną. A teraz uczę się pływać w tym oceanie.
OdpowiedzUsuń