Niby to film związany ze Świętami Bożego Narodzenia, ale skoro go niedawno nadrobiłem, to niech leci teraz, w Wielkim Tygodniu. Kto wie, może przyda się Wam jako seans rodzinny?
Trochę w starym stylu, ale przecież w urokliwy sposób grzeje serducha, więc czemu nie. Może to jest jakaś metoda by zobaczyć siebie, swoje postępowanie niczym w lustrze... Jaki jestem wobec innych? Jak oni mnie odbierają? Mogę twierdzić że mi to obojętne, ale i tak podświadomie jeszcze bardziej mogę stać się mniej otwarty, bardziej zgorzkniały, nieufny.
Alexander Payne zafundował nam historię dość kameralną, bardziej przypominającą kino lat 70 lub 80 niż współczesne produkcje, może jednak właśnie dlatego tyle osób pokochało ten film? No dobra, Paul Giamatti swoją rolą też dołożył się do sukcesu, bo jego postać jest fenomenalna. Ale to nie tylko popis aktorski, bo przede wszystkim scenariusz i klimat nas tak bardzo zaskakują i wciągają. Niby bez fajerwerków, ale każda scena, każdy dialog jest po coś, budują pewną opowieść. Od pewnego momentu przewidywalną, czy to znaczy jednak że mniej atrakcyjną?
Oto starszy już profesor historii starożytnej w szkole z internatem, zostaje zmuszony by zaopiekować się podczas ferii zimowych uczniami, którzy nie mogą wyjechać. Zamiast odpoczywać dla niego i dla nich szykuje się jakiś koszmar. Ostatecznie jednak części z nich udaje się w ostatniej chwili jednak wyrwać pod opiekę jednego z rodziców, zostaje więc razem z profesorem i kucharką, tylko jeden młodzieniec. Najbardziej zbuntowany, cyniczny, wyładowujący swoje problemy na innych i chyba najbardziej działający na nerwy nauczycielom. Już niewiele brakuje by wyleciał stąd i zostanie mu wtedy tylko szkoła wojskowa, czego sobie nie wyobraża. Jak tu jednak zagryźć zęby, skoro nikt nie rozumie tego co czuje, nikt nie daje mu wsparcia.
I więcej nie ma co opowiadać. To trzeba zobaczyć. Powolne zmiany jakie zachodzą w jednym i drugim. Rozmowy o stracie, o tęsknocie, o utraconych marzeniach. Wbrew nutom komediowym to przecież całkiem poważna historia o ludziach zmagających się z samotnością i dzięki pobytowi w puste szkole, dziwnie zbliżających się do siebie. Dotąd każde próbowało radzić sobie na swoje sposoby z rzeczywistością, a tu nagle ktoś konfrontuje ich z tym i mówi: nie musisz w ten sposób. Są tak różni. Czy to jednak znaczy że nie mogą zrozumieć siebie nawzajem i okazać odrobinę życzliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz