Lada chwila kolejne przedstawienie z Danielem Olbrychskim i znowu do tekstu belgijskiego pisarza Serge'a Kribusa, który podobno po tym jak zobaczył Niespodziewany powrót, pisał już z myślą o naszym aktorze. Notka pewnie w lutym :)
A dziś o Niespodziewanym powrocie. Miałem okazję zobaczyć w obsadzie Tomasza Karolaka, bo zdaje się że w wersji poza warszawskiej częściej pojawia się Kamil Kula. Być może ciekawie byłoby zrobić porównanie, bo choć Karolak bardzo pasuje mi do swojej roli, to chwilami jakby trochę z niej wychodził, jakby ze śmiechem partnerował Olbrychskiemu, ustępując mu świadomie pola.
To spotkanie ojca i syna. Po długim czasie, więc sporo między nimi jakichś pretensji, niedomówień, żalu. W dodatku dla młodszego z nich to trudny czas - rzuciła go kobieta, stracił pracę, a tu jeszcze pojawia się ojciec i nie dość że oczekuje szczerych rozmów, to jeszcze zapowiada że wprowadza się na dłuższy czas.
Jest pełen emocji, bo oto Teatr Narodowy zaprosił go do prób Króla Leara. Uwieńczenie kariery, powrót w glorii, dla aktora któremu wydawało się, że już wszyscy o nim zapomnieli, to jakby dar z nieba. Chciałby swoją radość dzielić z kimś, a kto by się nadawał do tego lepiej niż syn, nawet jeżeli dawno nie rozmawiali ze sobą.
Tekst Szekspira powraca tu kilkukrotnie i staje się okazją do pokazania różnych środków wyrazu - ale przecież Olbrychski nawet nie potrzebowałby takich sztucznych okazji. Można go nie lubić za pewne manieryzmy, ale trudno nie docenić charyzmy, energii, tego głosu. Daj Boże młodym aktorom taki głos. Niepotrzebne żadne mikroporty, sztuczki. Życie pięćdziesięcioletniego syna, którego gra Karolak, w perspektywie ostatnich porażek nie napawa go optymizmem, ale przyznanie się do tego wcale nie jest proste. Łatwiej przecież wyrzucać wszystko to czego mu zabrakło w dzieciństwie, wszystkie pretensje wobec ojca. Ta chwila szczerości, trochę podlana alkoholem, pomoże jednak im obu zbliżyć się w sposób w jaki dawno nie byli. A może nigdy?
Scenariusz chwilami jest bardziej poważny, dotyka relacji, wychowania, błędów i wyborów życiowych, czy tożsamości (obaj bohaterowie mają pochodzenie żydowskie, choć młodszy chce się od tego odciąć), chwilami jest na sporym luzie. Mamy więc komediodramat, w którym jest trochę miejsca na spuszczenie napięcia, na oddech, zobaczenie też aktorów w trochę innej wersji. I nie chodzi jedynie o przekleństwa, choć tych jest (pewnie niestety dla niektórych) dość dużo.
To na pewno wieczór Daniela Olbrychskiego - ponad 60 lat na scenie i daje pokaz swoich możliwości, dostając brawa na stojąco nie tylko ze względu na sentyment ludzi do siebie. Minimalistycznie w warstwie scenograficznej, moim zdaniem za dużo tu kombinowania między scenami (dokonywane w ciemnościach zmiany), ale to dobry spektakl, warto się na niego wybrać!
Więcej o spektaklu: https://www.teatrgudejko.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz