Ostatnia notka lipcowa znowu muzyczna - to płyta do której mam ewidentną słabośc i wracam co jakiś czas za każdym razem z podobnymi baaardzo pozytywnymi wrażeniami. Lao Che poznałem dzięki płycie z piosenkami z Powstania Warszawskiego i koncertowi na Woodstock - niesamowita wymowa i energia tego materiału. Ale ten zespół zmienia się z płyty na płytę - wciąż ewaluuje (bo potem dorwałem debiutanckie "Gusła", które też są zupełnie z inne bajki). Tym razem zafundował materiał dużo lżejszy muzycznie, niewiele tu ostrych gitar i cieżkiego brzmienia - dużo wiecej folku, zabawy, radosnej energii. Na pewno nie jest to tak spójny pomysł jak poprzednie albumy, ale jednak im dłużej się tego materiału słucha tym bardziej go lubię i trudno mi wskazać nawet na nim jakieś słabsze numery. Koncept na album tym razem był taki aby płyta odnosiła się do religii, wiary jako takiej, dialogu z Bogiem, spraw wartości. Ale też jest to specyficzne podejście - głęboko podszyte ironią, śmianiem się z naszej małości i z naszego zadęcia, mnóstwo tu pytań i sformułowań, które pewnie większości osób wierzących by nie przyszły do głowy.
niedziela, 31 lipca 2011
sobota, 30 lipca 2011
Agent JFK, Miecz i Tomahawk - Zamboch&Prochazka, czyli przygody w odcinkach

Zamboch od swej pierwszej książki przetłumaczonej na polski zaskoczył nas wszystkich niesamowitym tempem akcji, przemocą i niby zgranymi schematami, które podawał nam w nowym sosie. Od czasu "Sierżanta" autor już mocno okrzepł na naszym rynku i dorobił się rzeszy fanów. Od kilku miesięcy oprócz typowych jego powieści Fabryka Słów wydaje też serię o przygodach Agenta Johna Francisa Kovara - jest tego ponad 20 tomów, a wydanych po polsku już 5 (4 czytałem, ale ogólnie pisząc o serii wybrałem jeden z tomów jako przykład).
piątek, 29 lipca 2011
Addis Abeba - Maleo Reggae Rockers, czyli wiara, nadzieja i... bujanie
Podczas powrotu znad morza przez długi czas towarzyszyła nam właśnie ta płyta - rozbujana, optymistyczna, niesamowicie barwna. Cała rodzinka kiwała się do tych numerów (z tym, że dzieci już eksploatując "Reggae Radio" do przesady trochę nam go obrzydziły)... Jedenaście numerów plus jeden kawałek z tekstem Gajcego znany z inne płyty (polecam bo bardzo ciekawy).
Darka Malejonka kojarzę jeszcze z czasów Houk. Pamiętam też jego pierwsza solową płytę (Za Zu Zi) - był to czas kiedy miałem nawet okazje troszkę bliżej go poznać bo towarzyszył nam wraz z Siwym w pewnym przedsięwzięciu profilaktycznym (10 dniowa trasa nad morzem - niesamowita przygoda, z której kiedyś może będzie okazja wrzucić jakieś fotki). Wtedy tą jego miłość do muzyki reggae mogliśmy usłyszeć po raz pierwszy (bo w Izraelu jednak mam wrażenie, że nie był na pierwszym planie) - dużo w tym było eksperymentowania, przesterów, samplowania głosu, elektroniki... Potem przyszły kolejne koncerty, ogromna popularność po Woodstock i świetnym koncercie z Michaelem Blackiem (ach kapitalne bujanie i znów miałem okazję być tego świadkiem), kolejne płyty, projekty (płyta z tekstami Kochanowskiego)... Gdy teraz słucha się i porównuje te nagrania z początku i obecne to pierwsze co uderza to ogromna rozbudowa składu zespołu i niesamowita energia jaką dzięki temu się uzyskało. Tamte kawałki były bardziej melancholijne - tu nawet gdy jest jakieś ważne przesłanie, muzyka ma w sobie dużo radości, klasyczny rytm, świetna sekcja dęciaków, kołyszą, powodują, że człowiek natychmiast chce skakać...
czwartek, 28 lipca 2011
Essential killing, czyli w obcym zimnym kraju

Bohaterem jest Mohammed - nie wiemy, czy jest bojownikiem Al-Kaidy, czy niewinnym człowiekiem, który ze strachu po prostu się ukrywał - tak czy inaczej zabił trójkę Amerykanów w Afganistanie, szybko został złapany, torturowany i wywieziony do tajnej bazy w Europie Środkowej (czytaj w Polsce). Przypadkiem ucieka z transportu, morduje kolejnych żołnierzy. Rozpoczyna się ucieczka i pościg.
środa, 27 lipca 2011
Droga, czyli człowiek człowiekowi...

wtorek, 26 lipca 2011
Uprowadzona, czyli jeden na stu

poniedziałek, 25 lipca 2011
Pewien dżentelmen, czyli powrót do normalności

"Pewien dżentelmen" to obraz, który na początku chętnie bym zakwalifikował jako dramat psychologiczny. Oto Ulrik (kapitalna twarz i chłodna obojętność Stellana Skarsgårda) odsiedział 12 lat za zabicie kochanka swojej żony. Kiedy wychodzi z więzienia, nie bardzo potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Żona nie chce go znać, z synem, który w międzyczasie dorósł nie ma żadnego kontaktu. Pomoc oferuje dawny szef (z którym załatwiał różne ciemne sprawki) - oferuje mieszkanie w suterenie u podstarzałej siostry, załatiwa prace w warsztatcie samochodowym, ale oczekuje też, że Urlik zemści się na kapusiu przez którego trafił do więzienie (ma to być dowód na to, że ich grupa wciąz jest mocna).
Miś Yogi, czyli gdy nasze wspomnienia ktoś przerabia na nowo

sobota, 23 lipca 2011
Różyczka, czyli miłosny trójkąt

piątek, 22 lipca 2011
Sztukmistrz z Lublina - Isaak Singer, czyli podziękowania dla klubu czytelniczego za dobrą lekturę - moje spotkanie pierwsze

"Sztukmistrz z Lublina" opowiada historię Jaszy Mazura - prowincjonalnego akrobaty i magika, który marzy o tym by wreszcie zdobyć sławę i pieniądze, Żyda, który już dawno porzucił nauki i wiarę ojców i jakbyśmy to nazwali dziś "amanta" czy bawidamka - jak na tamte czasy (wiek XIX) pewnie nieczęsta sytuacja by oprócz żony w każdym mieście mieć kochankę. Oto nasz bohater - niewiarygodny szczęściarz żyjący bez odpowiedzialności, trochę z dnia na dzień, bez planów, bez odkładania na przyszłość, skoro wszystko "jakoś się układa" to niech trwa.
czwartek, 21 lipca 2011
Poważny człowiek, czyli i jak tu żyć?

środa, 20 lipca 2011
Zimne wybrzeża, czyli zimna wojna i chłód w sercach

poniedziałek, 18 lipca 2011
Zapiski (pod)różne - Martyna Wojciechowska, czyli wydać można nawet xero biletów

Krótka notka o kniżce, którą rzeczywiście można polecić jako dobą wakacyjną lekturę pod warunkiem, że mamy jeszcze zapas innych rzeczy do czytania - łyka się to bowiem w parę godzin. Czyta się szybko bo są to króciutkie kilkustronicowe felietoniki, relacje na temat jakiegoś jednego zdarzenia, zjawiska czy wspomnienia, pisane lekko i dość barwnie. Martyna Wojciechowska to kobieta-orkiestra - redaktor naczelna, pisze, robi reportaże telewizyjne no i wciąż ją gdzieś "nosi". W odróżnieniu od Pawlikowskiej czy Cejrowskiego mam wrażenie, że najczęściej są to krótsze wyprawy z określonym celem - by coś przeżyć, zobaczyć, zdobyć. Ale może to tylko takie moje wrażenie? Bo to co najczęściej widzimy to właśnie krótkie relacje z jakiegoś jednego regionu. Ta książka jest zbiorem takich krótkich zapisków (niby pamiętnikowych) z różnych przygód, różnych stron świata.
Exils, czyli w poszukiwaniu wspomnień
Pewnie przez te dwa tygodnie urlopowania nad morzem chyba notki będą mniej składne czy rozbudowane - na ich pisanie można znaleźć chwilkę dopiero koło północy przy dużej łaskawości sieci... A o tej porze po dość intensywnych dniach człowiek jakoś ma sił niewiele. No ale urlopu nie można zmarnować na leżenie bykiem, szuka się więcróżnych pomysłów na aktywność. No ale po tym wstępie czas na notkę na dziś. Obejrzany jeszcze przed wyjazdem film "Exils" to dość oryginalne kino drogi, trochę pokręcone, szalone i ekscentryczne poprzez swoich bohaterów i co chyba najważniejsze przepełnione bardzo dużą dawką ciekawej muzyki. Zana oraz Naime (jego dziewczyna) postanawiają dotrzeć do kraju swoich przodków - Algierii - podróżując przez Francję, Hiszpanię i Maroko. Jest to więc trochę podróż "pod prąd" albowiem z kraju ich korzeni wszyscy raczej chcą podróżować w drugą stronę - Francja jawi im się jako kraj dobrobytu i szansy na pracę, na zarobek.
sobota, 16 lipca 2011
www.1944.waw.pl, czyli wracamy do domu

piątek, 15 lipca 2011
Zakochany Nowy Jork, czyli miasto, które podobno nie zasypia
A może powinienem napisać tytuł "Now Jork - kocham Cię" bo tak naprawdę brzmi ten tytuł. Nie dajcie się wiec zmylić temu co wymyślił tłumacz, to nie jest komedia romantyczna o zakochanych, to raczej opowieść o mieście i jego mieszkańcach, ludziach tęskniących za miłością, poszukujących i czasem pogubionych... Ale nie znajdziemy tu pustych, głupawych uniesień, tu miłość jest szalona, dojrzała, nieszczęśliwa, zaskakująca, a więc różne jej oblicza. Film tak naprawdę nie jest jakąś zamkniętą całością - to chyba 11 (jakoś trudno mi się było doliczyć, może 10?) krótkometrażówek, każda reżyserowana przez kogoś innego, w żaden sposób też nie jest połączona z innymi (choć czasem aktorzy z poprzedniej gdzieś nam migali w tle). Łączy je tylko miasto. Ach no jest pewien łącznik - jedna z bohaterek kręci amatorską kamerą zdjecia ludzi w różnych miejscach publicznych - ot tak z zaskoczenia. W finale będziemy mogli wiec zobaczyć migawki z wszystkich historii.
środa, 13 lipca 2011
Serafina, czyli o tych do których przychodzą anioły
Filmowe wydarzenie roku we Francji, film, który zbierał dobre recenzje i u nas, no i ciekawa postać, o której jest ta historia. To mało by przekonać do obejrzenia? Dla mnie wystarczyło. Biografie ludzi sztuki zwykle dobrze wychodzą na ekranie - ta odrobina szaleństwa, ta pasja (pamiętacie np. bardzo dobrą Fridę?). A ten film jest zupełnie inny. Inne tempo, inna atmosfera, powiedziałbym, że trochę senna i nostalgiczna. Ba! Nawet sam proces malowania pojawia się dopiero gdzieć pod koniec filmu. Wcześniej widzimy naszą bohaterkę głównie w trakcie sprzątania, lub wędrowania po łąkach. Ano właśnie nie wyjaśniłem - ta dość oryginalna postać i okrzyknięta potem sporą sławą malarka był prostą wieśniaczką, która dorabiała sobie piorąc, sprzatając i wykonując różne prace domowe. Niedoceniana przez otoczenie, wyśmiewana, podobnie jak w historii naszego Nikifora nie przejmuje się tym i swoje oszczędności przeznacza na możliwość malowania.
wtorek, 12 lipca 2011
Tajemnice scjentologii, czyli śledź tych co ciebie śledzą
Dziwaczny to dokument. Temat ciekawy (bo niby się sporo już wie na ten temat - nawet pracę na psychologię religii pisałem na temat scjentologii - ale mało jest informacji "z wewnątrz" i aktualnych), twórca postarał sie dotrzeć do różnych osób, które są lub były blisko związane z tym kościołem, całość jednak jakoś mało porusza. Może za dużo w tym konspiracji i skupiania uwagi na sobie przez autora tego filmu? Może zbyt mało staranności, aby różne rzeczy powiązać ze sobą - kolejne informacje sprawiają wrażenie podanych jako sensacje, ale potem giną w gąszczu bieżącej aktywności dziennikarza prowadzącego śledztwo. Reporter John Sweeney zdaje się, że nakręcił już kiedyś coś o Kościele Scjentologicznym i teraz odwołuje się do uzyskanych wtedy wywiadów. Można jednak odnieść wrażenie, że główną informacją jaką chce sprzedać to fakt, iż stał sie wrogiem nr 1 dla scjentologów, jest śledzony, manipulowany, nagrywany z ukrytych kamer itd. I nasza uwaga zamiast na tym co mówią zaproszone przez niego osoby, skupia sie na tym iż ktoś za nimi jeździ, ktoś ich filmuje itd. Paranoja, specjalnie wybierane fragmenty by udowodnić swoją tezę czy też działania na pograniczu prawa organizacji o której próbuje zrobić film?
Stracone zachody miłości, czyli Szekspir jako musical

poniedziałek, 11 lipca 2011
Wino truskawkowe, czyli melancholijnie o Galicji

Główny bohater, Andrzej, porzuca wielkomiejskie życie i przenosi się na galicyjską prowincję, aby tam odnaleźć wewnętrzny spokój i harmonię (i zapomnieć, ale nie dowiemy się za bardzo o czym). Podejmuje pracę na posterunku jako pomocnik komendanta.
niedziela, 10 lipca 2011
Max Manus, czyli Norwegia i jej bohater

Po zakończeniu kampanii zimowej przeciwko Rosjanom w Finlandii (wspomnienia z tamtych walk bedą go prześladować przez wiele lat) Max Manus wraca do Norwegii okupowanej przez Niemców. Tu szybko dołącza do grupy młodych ludzi, którzy tworzą pierwsze komórki ruchu oporu - najpierw te działania są nieporadne - jakieś gazetki, plakaty i spora nieudolność w jakiejkolwiek konspiracji.
sobota, 9 lipca 2011
The Doors - historia nieopowiedziana, czyli drzwi do innej percepcji
Po filmie fabularnym o Doorsach nie tak dawno przez nasze kina przemknął jeszcze film dokumentalny. Moda na ich muzykę i pewnego rodzaju fascynacja liderem Jimem Morrisonem nie przemija więc cały czas można na nich robić kasę (podobnie jak na The Beatles czy Rolling Stones). Tym razem otrzymujemy materiał dokumentujący całą historię zespołu, jednak z mocnym światłem skierowanym na lidera, to jemu poświęca się najwięcej uwagi, jego przemianie, problemom, a jeżeli słyszymy o członkach zespołu to też najcześciej w kontekście jakiejś interakcji z Jimem. Dla tych, którzy muzyki Doorsów nigdy specjalnie nie analizowali film daje do tego niezłą okazję - tłumaczenie tekstów, pokazanie różnic pomiędzy kolejnymi płytami, ba, nawet fajnie wychwycić można wpływ innych muzyków (np. dołączenie basisty, wcześniej zastępowały go jedynie klawisze). Dla fanów pewnie nie będzie tu wiele rzeczy zaskakujących - może trochę nowych zdjęć z koncertów, rzeczywiście fragmenty nigdy wcześniej nie były pokazywane.
piątek, 8 lipca 2011
Taras Bulba, czyli bij Lachów!

Film opowiada o zmaganiach Kozaków z Polakami w XVI stuleciu. Tytułowy Taras Bulba to człowiek miłujący tradycję, zacięty przeciwnik Polaków i Tatarów. Jeden z jego synów jest nieszczęśliwie zakochany w polskiej szlachciance, będzie wiec musiał w pewnym momencie przeciwstawić się ojcu... Zgrzyt. Z początku gdy poznajemy trochę relację ojca i dwóch synów, towarzyszymy im wyprawie na Sicz (aby nauczyli się życia w walce) może jest leniwie, ale przynajmniej człowieka nic nie denerwuje. Potem gdy okazuje się, że żadnej wojny nie ma (a wiec trzeba okazję do niej stworzyć) zaczyna się akcja, ale i zaczęło się moje zgrzytanie zębami.
czwartek, 7 lipca 2011
Boxer - The national, czyli pogoda, nastroje, muzyka

a) szukając każdego promyka słońca i ciepła choćby i wykreowanego samodzielnie fundujemy sobie wszystko to co kojarzy nam się z latem i sprawi przyjemność fizyczną - basen, taneczną i ognistą muzykę, lody, gorący wieczór pełen dyskusji i nasiadówy z przyjaciółmi przy winie albo czymś jeszcze bardziej chłodzącym i jednocześnie rozgrzewającym itd.
b) poddając się trochę nastrojowi i melancholii jednocześnie pokazujemy, że się nie damy tak całkiem i przeżywamy te chwile fundując sobie wszystko to co sprawi nam przyjemność duchową - dobrą herbatę, kocyk, kilka dobrych książek, ciszę, święty spokój, jakiś film, albo płytę w którą będziemy mogli sie zasluchać jakbyśmy sięgnęli po nią pierwszy raz itd.
I po takim wstępie mogę spokojnie przystąpić do pisania o zespole i o płycie, która do mnie trochę w tych ostatnich dniach "wróciła", nie ukrywam trochę pod wpływem czytania o tegorocznym Openerze (ich koncertu chyba najbardziej chciałbym posłuchać). To The National i "Boxer", pewnie nie najlepsza ich płyta ale akurat ona mi wpadła w ucho - niesamowicie melancholijna, klimatyczna i wciągająca.
B.I.K.E., czyli odrzuć wszelkie ograniczenia
Na potrzeby filmu reżyser Antohny Howard stara się o członkostwo w klubie, ale powoli staje się to jego obsesją (pojawiają się nie tylko sceny pokazujące ile to znaczy dla niego, ale też np. wypowiedzi jego rodziców, którzy komentują zachodzącą w nim zmianę). Tony nie zostaje przyjęty, film więc jest nie tylko opisem samego ruchu czy środowiska, ale również emocjonalnego przełomu (różne działania w finale jak np. założenie konkurencyjnego klubu pokazują jak bardzo mocno emocjonalnie wszedł w to środowisko).
środa, 6 lipca 2011
Nic do oclenia, czyli o stereotypach ciąg dalszy

Akcja rozgrywa sie na początku lat 90-tych, w niewielkim miasteczku na jednym z przejść granicznych. Wśród celników tam pracujących duże obawy i smutek - oto nadciąga dzień zniesienia wewnętrznej kontroli celnej w Unii Europejskiej. Szczególnie martwi to Rubena - służbistę i strasznego frankofoba (tak go wychował ojciec), który dotąd postrzegał swoją pracę jako obronę Belgii przed najazdem barbarzyńców zza granicy.
wtorek, 5 lipca 2011
Boris Akunin - Nefrytowy różaniec, czyli Fandorin w formach krótkich
Akuninem (a właściewie powieściami Grigorija Czchartiszwiliego bo Boris Akunin to tylko jego pseudonim) zaraziła mnie mnie kiedyś koleżanka z pracy (dzięki Marta) i przekopywałem się z lubością przez kolejne przygody detektywa Fandorina czy siostry Pelagii (nawet bardziej lubię tę drugą serię). Gdy autor ogłosił już koniec przygód zarówno w jednej jak i w drugiej serii byłem trochę rozczarowany - człowiek jednak przywiązuje się do swoich ulubieńców. Pozostaje szukać filmowych wersji przygód Fandorina i wracać chwilami do starych powieści. Jakiś czas temu wpadło mi w ręce coś jeszcze - to zbiorek opowiadań, w których głównym bohaterem jest własnie Erast Fandorin w różnych okresach swojej kariery. Mamy więc smakowity kąsek zarówno dla fanów jak i całkiem niezły "wstępniak" dla tych, którzy się jeszcze nie zakosztowali w Akuninie. Można to czytać bez większych przeszkód bez znajomości powieści (choć jeżeli znamy wcześniejsze przygody to wynajdywanie odwołań to dodatkowa przyjemność. Po raz pierwszy dostajemy też ilustracje :)
poniedziałek, 4 lipca 2011
Skazany na bluesa, czyli sen o wolności

niedziela, 3 lipca 2011
Koroliow, czyli wpieriod na marsa

Rosja, lata 30. Siergiej Koroliow, inżynier mechanik, konstruktor rakiet zostaje aresztowany i oskarżony o działania przeciw władzy ludowej i wysiłkowi ludu pracującemu (albo coś w tym guście). Widzimy naszego bohatera jak jest bity i męczony na przesłuchaniach, a jednocześnie mamy okazję śledzić poprzez jego wspomnienia (i zeznania) początki jego pracy, tworzenie zespołu podobnych zapaleńców i dalszą karierę - pojawiają się kolejne nazwiska, osoby, wydarzenia. W tym samy czasie obserwujemy też jego rodzinę - jak musi poradzić sobie po jego aresztowaniu, jak próbuje o niego walczyć.
sobota, 2 lipca 2011
Vertical - Rafał Kosik, czyli różne światy, te same pytania

Tym razem do powieść niczym cebulka - najpierw poznajemy równolegle opis różnych światów, a potem dzięki różnym watkom próbujemy sobie złożyć z tego pewną całość - to jak elementy modelu do składania - każdy piękny, idealny, oszlifowany, pomalowany itd. A co ze złożenia tych elementów wyjdzie pozwolę napisać sobie na koniec.
piątek, 1 lipca 2011
Kim Nowak, czyli radość z grania
Od koncert w Stodole jakoś powróciła do mnie na nowo płyta, którą kupiłem w roku ubiegłym i po dość intensywnym słuchaniu odłożyłem na półkę. Może dlatego, że ani w domu a i tym bardziej w pracy nie mam za bardzo słuchać ostrej muzyki (chyba że na słuchawkach). A muzyka jest dość ostra. Ta płytka to debiut kapeli Kim Nowak. I trochę zaskoczenie bo trzon kapeli tworzą synowie Wojtka Waglewskiego, którzy dotąd eksperymentowali muzycznie raczej w innych rejonach (jako Fisz i Emade stali się dość znani w kręgach rapu czy elektroniki), a nawet gdy nagrywali coś bliżej rocka na pewno nie było tak ostre.
Ale to dobrze, bo to płyta przy której trochę budzi się w człowieku zwierzak uwielbiający surowe i ostre brzmienia. Nagrane w stylu grażowym, chyba specjalnie nie czyszczone brzmienia, ale dlatego właśnie brzmi to kapitalnie i słychać w tym ogromną radość z grania - żywioł i energia prawie taka sama gdy widzi się ich na żywo. Nawet ich ojciec nie grywa tak ostro :) Ale pewnie ich raczył podobnymi rzeczami bo ewidentnie jest to pewnego rodzaju hołd muzyczny dla klasyki rocka (a może raczej hard rocka). Momentami słyszymy tu dźwięki niczym z płyt śp. Tadeusza Nalepy - innym razem np. Sonic Youth, czy Queens Of The Stone Age (choć skojarzeń może być sporo innych).
Subskrybuj:
Posty (Atom)