sobota, 23 lipca 2011

Różyczka, czyli miłosny trójkąt

Wakacje to dobry czas na nadrabianie zaległości - jak pada deszcz spokojnie sięga się po książkę albo jakiś film z dysku, a że nie jest się w domu to nie ma żadnych wyrzutów sumienia, że mamy do roboty coś dużo poważniejszego i praktycznego. Dziś notka o filmie Jana Kidawy-Błońskiego z ciekawą muzyką Michała Lorenca. Dużo się o nim mówiło, nie tylko o filmie ale i o pewnej otoczce czyli pewnych przeciekach o tym iż scenariusz oparto na historii autentycznej (m.in. podsunięcie do łóżka przez SB żony Pawłowi Jasienicy). No dobra tu historia zrobiona jest bardziej na melodramat, romans czy raczej miłosny trójkąt, ale sam fakt wykorzystywania takich metod nie jest wcale wymyślony. Zresztą pewnie większość z Was ten film widziała. Znany pisarz, wykładowca Adam Warczewski (Andrzej Seweryn) zwraca uwagę na dużo młodszą od siebie, piekną kobietę (Magdalena Boczarska). To romans trochę wbrew wszystkim znajomym, oburzenia i docinek środowiska, mimo różnic w wykształceniu, pochodzeniu...
Ta młoda dziewczyna tak naprawdę zbliżyła się do profesora pod wpływem  manipulacji swego narzeczonego - pracownika Służb Bezpieczeństwa (Robert Więckiewicz), na jego prośbę "rozpracowuje" pisarza, który jest dość krytyczny wobec władzy ludowej. Cała ta historia wpleciona została mniej lub bardziej zgrabnie w wydarzenia marcowe. Intryga więc jest w miarę klarowna - opozycjonista (oczywiście syjonista i wróg Polski), kobieta, która "rozpracowuje figuranta" oraz prowadzący ją milicjant. Ale oprócz intrygi mamy jeszcze namiętność czyli obaj panowie kochają się w "Różyczce" (taki pseudonim sobie wybrała), a ona poznając coraz bardziej starszego pana i jego rodzinę coraz bardziej oddala się od swego "narzeczonego" i coraz wiekszą fascynacją obdarza pisarza. Mimo, że role obu panów są dość jednowymiarowe (esbek jest prostakiem i chamem uwielbiajacym przemoc, a pisarz człowiekim łagodnym, czułym, mądrym i tak by można wymieniać w nieskończoność) to zagrane zostało to świetnie - dzięki aktorom te zarysowane w scenariuszu schematy tak bardzo nie drażnią. Zresztą nawet w tym schemacie nie uniknięto dość rażących moim zdaniem wpadek - skoro facet jest przemocowcem to bardziej pasuje mi do niego załatwienie sprawy z zazdrości siłą czy upicie się niż podglądanie i płacz z daleka. Natomiast rola zagrana przez Boczarską i świetnie napisana i dobrze zagrana - od tupetu i przebojowości do wrażliwości i otwierania swego umysłu i serca na ciepło, na miłość, na prawdę. I strach kiedy coraz bardziej wplątując się w donoszenie i próbę kompromitacji profesora zmaga się zrosnącym w niej uczuciem i fascynacją. Jak zdobyć się na szczerość po tym co zrobiła? Jedyne co mi trochę zgrzytało to jej nieporadność jako agentki - np. pisanie na maszynie w domu profesora po nocach...
Ale nawet drobiazgi, które mi trochę zgrzytały czyli np. przesunięcia chronologii wydarzeń - odwołanie spektaklu "Dziadów" w filmie miało miejsce przed Sylwestrem 1967 nie zaburzyły mi przyjemności oglądania tego filmu. Niezłe oddanie klimatu tamtych czasów, aktorstwo, scenografia, wspomniana już muzyka...
Żałuję trochę, że skupiono się tylko na tym konkretnym fragmencie naszej historii, bo pewnie podobne akcje SB przeprowadzało nie tylko wtedy. Tu mamy jedynie przykład - rozgrywanie "żydowstwem", oskarżeniem o to, iż ktoś "nie jest nasz" i paranoją, która prowadziła do tropienia agentów nawet w swoich szeregach - w końcu Kapitan Rożek czyli nasz esbek też zostanie wywalony ze służby i jako Rosen musi wyjechać z kraju. Tak naprawdę nie tu happy endu, bo każde z nich w jakiś sposób przegrywa - są małymi trybikami, które po prostu system wykorzystuje i niszczy. I to jest w tej historii najciekawsze. Nie tylko ci którzy walczyli o prawdę obrywali w swoim życiu, nawet ci którzy wierzyli w kłamstwa tego systemu mogli paść ofiarą jakiegokolwiek donosu, zmiany wiatru na górze... 
Naprawdę dobre kino można by rzec ze starej szkoły. Liczą się emocje, jakie widzimy na ekranie i jakie czujemy po obejrzeniu filmu.
trailer

2 komentarze:

  1. jeden z moich ulubionych polskich filmow, niewiele ich jest, niestety te wszechobecne głupawe komedie odstraszaja bardziej niz zachecaja do zapoznawania sie z polska kinematografia, ale to jedna z perelek, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to prawda ale dobrze że takie perełki się zdarzają... niby w starym stylu ale jak się ogląda :)

    OdpowiedzUsuń