sobota, 3 lutego 2024

Upiory spacerują nad Wartą - Ryszard Ćwirlej, czyli czekiści mogliby się od naszych chłopaków wiele nauczyć

Wirus grypy sprawił, że ostatnie dni nie miałem sił na nic, przysypiałem i chyba jedynie audiobooki dawały mi trochę radości. Co prawda z gorączką i trochę odlatując, wciąż musiałem się cofać, bo coś mi uciekało, ale to i tak lepsze niż czytanie, gdy po jednej stronie już zamykają ci się oczy.
Na początek Ćwirlej. I w dodatku jak się okazuje sam początek serii "milicyjnej". Miałem już do czynienia z tymi bohaterami, których autor doprowadził aż do czasów współczesnych, ale to właśnie te pierwsze części, których akcja dzieje się jeszcze w PRL, są dla mnie najciekawsze. Miesza się tu bowiem śledztwo prowadzone przez zespół milicjantów z Komendy Wojewódzkiej MO z Poznania, z atmosferą lat 80, gdy wszystko było na kartki, trzeba to było wystać w kolejkach. Polacy sobie jednak radzili i ten wisielczy humor na najlepszy ustrój na świecie, uchwycony został tu naprawdę trafnie.
Sama praca milicjantów też wygląda zupełnie inaczej niż współcześnie, no bo kto dziś wyobraża sobie picie w pracy, wymuszanie częstowania alkoholem w trakcie pracy w terenie... Ćwirlej stworzył ciekawą galerię postaci, z chorążym Olkiewiczem, starym ubekiem, który dołączył do ich zespołu, na czele. To główne on jest prowodyrem picia i szuka do tego nawet najmniejszej okazji, niespecjalnie angażując się w pracę. Kapitan Marcinkowski nie ma specjalnie z niego pożytku, ale też nie ma za bardzo jak się go pozbyć, daje mu więc jakieś mniej znaczące zadania.


Mamy więc trochę humoru, raczej sytuacyjnego, wynikającego z dość specyficznej atmosfery połowy lat 80 - no bo na przykład okazuje się, że do pracy operacyjnej ludzi zespół nie dostanie bo wszyscy zajęci są śledzeniem członków Solidarności i przygotowaniami do tłumienia manifestacji w rocznicę Czerwca 1956. Knajpy, alkohol, coraz mniej szacunku w społeczeństwie wobec milicji, ale oczywiście jak w mieście pojawi się plotka o mordercy, który obcina kobietom głowy, oczekuje się od nich szybkiego złapania mordercy. 
I znowu trochę ciekawostek - szybkie aresztowania nie mające nic wspólnego ze sprawą, no bo okazujemy szybkość reakcji i efektywność albo kierunek poszukiwań: to na pewno miłośnicy filmów ze zgniłego zachodu, no bo skąd takie pomysły by obcinać głowy ofiarom. Dziś brzmi to zabawnie, ale takie smaczki w książkach Ćwirleja sprawiają, że pojawia się nam uśmiech na twarzy, a potem szybko przychodzi też refleksja: dobrze że te czasy już nie wrócą. Choć za PiS chyba równie absurdalne pomysły też miały miejsce.

Kto pamięta PRL, będzie chyba miał większą frajdę z lektury, bo nie zdziwi go ani zachwyt nad polonezem, bony, peweksy, pokazy filmów z VHS, czy atmosfera w knajpach, gdzie alkohol podawano tylko do jedzenia. Kryminał z tych, w których śledztwo może nie trzyma w napięciu jakoś wyjątkowo, ale postaci bohaterów i scenki z nimi z poszczególnych etapów dochodzenia nam to rekompensują. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz