sobota, 24 lutego 2024

Skołowani, czyli co to znaczy kochać życie

Codzienny rytuał pisania czegoś na Notatnik czasem jest przyjemnością, a czasem muszę jakoś do niego ciut się przymusić - wtedy ten rytm jednej notki dziennie jest bardzo pomocny. Gdy nie ma chęci, to jedna rzecz mnie ratuje - wybieranie tego co może okazać się przyjemne w pisaniu. No to dziś zatem film.

Gdy patrzysz na plakat, myślisz sobie, rany kolejna komedia romantyczna, ile razy można te same schematy. A jednak tym razem, zapewniam Was, że wcale nie jest ani tak bardzo żenująco, ani nudno jak to czasem bywa. Choć scenariusz nie jest oryginalny, to w tym przypadku może i nawet okazało się to pomocne - najwyraźniej to w pisaniu albo nasi rodzimy twórcy nie są mocni albo producenci wybierają gnioty. Jest jeszcze możliwość, że to potem, na etapie produkcji wszystko staje na głowie, bo product placement, bo muszą być obrazki Warszawy z drona itp.
Wróćmy do Skołowanych - o ile Michał Czernecki już grywał podobne role, to mam wrażenie, że dzięki partnerującej mu Agnieszce Grochowskiej, wypada dużo ciekawiej, mniej sztywno. Co prawda to jej obecność sprawia, że jest tam więcej jakiejś magii, uśmiechu i ciepła, ale to też kwestia jego roli - z założenia ma być trochę zapatrzonym w siebie bucem. 


Mamy więc niepoprawnego kobieciarza, notorycznego kłamcę, nieźle ustawionego cwaniaczka, który niespecjalnie liczy się z innymi ludźmi. Nawet śmierć matki specjalnie go nie obeszła, wszystkich traktuje instrumentalnie. Nie zdziwi Was pewnie jego pomysł na kolejny podryw - na współczucie, by udawać człowieka poruszającego się na wózku i udowodnić światu i sobie, że skoro nawet tak się prezentując upoluję upatrzoną, dużo młodszą i atrakcyjną kobietę, to już jest mistrzem świata i tyle.

Domyślacie się pewnie, że niekoniecznie idzie zgodnie z jego planem. A skoro zaczął udawanie, nie bardzo mógł się potem z tego wycofać, gdy zaczyna się interesować siostrą swojej potencjalnej ofiary. Julia porusza się od wypadku samochodowego na wózku, ale wydaje się że już pogodziła się z tą sytuacją, potrafi czerpać radość z życia pomimo pewnych ograniczeń. Zresztą, jakie ograniczenia, skoro jest ona bardziej aktywna niż duża ilość pełnosprawnych ludzi. Maks jest coraz bardziej nią zafascynowany, jednocześnie jednak nie potrafi przyznać się do kłamstwa, brnie więc wciąż w coraz większe absurdy. Piotruś Pan po czterdziestce dostaje prztyczka w nos i zaczyna wreszcie trochę inaczej patrzeć na życie.

Jak na komedię romantyczną mamy więc trochę nietypową historię, nie pozbawioną pewnych schematów gatunkowych, ale i z mocnym przesłaniem - ograniczenie jest głównie w głowie, a wózek nie musi oznaczać rezygnacji z aktywności, nie powinien być powodem do wstydu. To raczej społeczeństwo ma z tym problem, wciąż nie potrafiąc się zachować, zadając głupie pytania i poruszając się niczym słoń w składzie porcelany w świecie relacji. Zbliżenie się tych środowisk, pokazanie osób z różnymi trudnościami, zaburzeniami, jako pełnowartościowych ludzi, którzy czują tak samo, może pragną tych samych rzeczy, to lekcja dla nas wszystkich do odrobienia. I dlatego może ten film mnie tak rusza.
Jest trochę humoru (przyjaciele Maksa), ale raczej nie przekraczającego dobrego smaku.

Ciepły, nie pozbawiony wzruszeń, może i schematyczny, ale mądrze pokazujący ważne sprawy. Zostaje w serduchu i oby to był sygnał dla producentów by nie bać się w kinie popularnym podejmować takich tematów jak życie z różnymi ograniczeniami, zaburzeniami, pokazywać ludzi w całej jej różnorodności.
A Agnieszka Grochowska przecudowna. Krucha, a jednocześnie tak silna i pełna życia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz