niedziela, 4 lutego 2024

Jutro, jutro i znów jutro - Gabrielle Zevin, czyli o grach komputerowych już dawno nikt tak ciekawie nie pisał

Trochę nostalgii na latami 80 i 90 XX wieku, fascynacji grami komputerowymi no i opowieść pełna rozterek, zranień, obaw i tęsknot, bardzo przypominająca mi atmosferą "Małe życie". Młodzi ludzie, którzy nie zawsze otwarcie potrafią powiedzieć o swoich uczuciach, idą za impulsem, a potem już nie bardzo potrafią się wycofać, są bardzo wrażliwi na punkcie samooceny, pełni kompleksów i potrafią nawet drobiazg rozdmuchać do poziomu całkiem sporej afery. 
Może i dziwnie mało atrakcyjnie to wszystko brzmi jako opis dość rozbudowanej powieści, ale uwierzcie na słowo: czyta się naprawdę przyjemnie. Pomimo wad chyba cholera jakoś się kibicuje tym młodym ludziom, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.

Nie ma tu jakiegoś szerszego tła społeczno-politycznego, oni żyją trochę we własnym świecie, żyjąc grami, a nie innymi sprawami. A ponieważ nie tylko są użytkownikami, ale i twórcami, wchodzimy w ciekawy sposób w proces przygotowywania się do wydania jakiegoś tytułu. I nie ukrywam, że o ile jestem raczej dość obojętny wobec tej formy rozrywki (teraz, bo kiedyś to...), to z fascynacją czytałem jak nawet o głupawej strzelance lub budowaniu społeczności w stylu Simsów, można napisać w sposób porywający i pokazujący głębsze zamysły twórców.


To właśnie przejścia pomiędzy wyobraźnią głównych bohaterów oraz tym jak potem odbierano ich produkt wydawały mi się tu najciekawsze. Bo warstwa emocjonalna... no cóż. Przyjaźń, porozumienie dusz, które jakoś wciąż nie przekłada się na nic więcej. Sam i Sadie to się na siebie obrażają, to znów dają sobie wsparcie, czynią sobie wyrzuty, ranią, ale potem znów wybaczają. Od początku czują, że jedno bez drugiego nie byłoby tak twórcze, że się uzupełniają, inspirują. Klasyczny trójkąt, zazdrość, trzymanie się z boku z nadzieją i bólem w sercu. Jakie to wszystko mało oryginalne.
Tym razem jednak mi nie przeszkadzało, bo pomiędzy kolejnymi tytułami gier, które dość ciekawie były za każdym razem omawiane (czy też raczej sposób do ich dochodzenia), te ich perypetie uczuciowe były istotne, wpływały na to w jakim kierunku zmierzali z kolejnym projektem. Czasem potrzebowali przerwy, czasem kompletnej zmiany narracji, tak jakby to nie pieniądze były najważniejsze, ale jeżeli ich firma się rozwinęła, miała już kilka przebojów, mogli sobie pozwolić też na mniej komercyjne rzeczy.

I aż się chce sprawdzać te tytuły, samemu w nie zagrać - od dziwnej gry w której pracujesz w fabryce i wykonujesz nudną pracę by za określony limit dostać jakieś punkty, przez pełną erotycznego napięcia i tajemnicy dworską intrygę w czasach Szekspira, czy poruszanie się w dwóch, połączonych ze sobą światach - pełnym fantazji i kompletnie realistycznym szpitalu.
Niebanalna powieść. Czy wzrusza tak jak o niej się pisze? Pewnie zdania będą podzielone. Na pewno niesie pociechę, że lojalność, przyjaźń, potrafią przetrwać nawet najtrudniejsze próby. No i pobudza wyobraźnię. Kto wie, czy po jej przeczytaniu komuś nie zrodzi się jakiś ciekawy pomysł w głowie, a potem to już tylko jakiś informatyk, programista, może grafik i kolejny hit gotowy?

PS zastanawiałem się czy nie lepszym podtytułem byłoby: w realu masz tylko jedno życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz