niedziela, 11 lutego 2024

Wszystko za życie - Jon Krakauer, czyli czy warto budować takie legendy?

I znowu zmieniam sobie zaplanowane notki, by napisać parę zdań na szybko o czymś co dopiero skończyłem. Wybrana jako lektura na DKK nie wiem czy skłoni nas do dyskusji, ale być może na nowo ożywi emocje jakie się pojawiły wokół filmu (pisałem o nim tu: http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2015/02/dzika-droga-i-wszystko-za-zycie-czyli.html). Czy warto dorabiać legendę i wielką mistyczną, filozoficzną otoczkę do śmierci młodego człowieka, która tak naprawdę była dość przypadkowa? Reportaż Krakauera uświadamia to mocniej niż obraz - chłopak zamierzał wracać do cywilizacji, powoli miał dość samotności, może udowodnił sobie to co miał udowodnić, niestety warunki pogodowe sprawiły, że niestety musiał zostać na kolejne tygodnie w głuszy. A kilka błędów doprowadziło go do śmierci głodowej.

Chris McCandles był chłopakiem z dobrego domu, nigdy nie mógł narzekać na brak kasy. Ukończył college i szykował się do studiów prawniczych. Ale właśnie wtedy postanowił wypisać się z klasy średniej, oddał wszystkie pieniądze i ruszył w drogę. Jeździł własnym, starym autem, potem stopem, wędrował na piechotę, wskakiwał do pociągów towarowych, pływa kajakiem. Gdy miał na to ochotę zatrzymywał się na dłużej i pracował. Był lubiany, ale nigdy nie zagrzał miejsca na dłużej. Gnało go dalej. A rodziców nie informował o tym co się z nim dzieje.
Jednym z jego marzeń była wędrówka w dzikie ostępy na Alasce, życie tym co uda się zebrać lub upolować. I tam właśnie zmarł...



Oskarżano go o nieodpowiedzialność, o głupotę, o naiwność, Krakauer jednak stara się tłumaczyć nie tylko jego ideały (bo sam przeżywał podobny okres w swoim życiu i opisuje jak to porwał się na samotną wyprawę na Alasce), ale i to w jaki sposób zginął, wskazując raczej splot przypadków niż sytuację, która była nieodwracalna. Jego zdaniem chłopak wiedział co robi i choć może nie przewidział wszystkiego, radził sobie na tym pustkowiu przez wiele tygodni całkiem nieźle. Czy mógłby się uratować, gdyby tak bezwzględnie nie odrzucał dobrodziejstw cywilizacji np. mapy? Pewnie tak, choć trudno o tym zdecydować.

Czemu lektura wkurza mnie podobnie jak i film? Bo mam wrażenie, że budując taki wizerunek bohatera - otoczkę filozoficzną wokół jego wędrówek, wokół wyborów idących w stronę przeżywania w samotności jakiegoś okresu życia, intensywnego doświadczania natury i siebie w zderzeniu z jej potęgą, kreuje się modę dla kolejnych młodych ludzi, którzy odcinając się od tego co mogą oferować im rodzice, będą uciekać w podobnie miejsca. Jedni przeżyją, inni pewnie nie. Smutne jest jednak to, że bezrefleksyjne sięganie po lektury odwołujące się do przygody życia, do czystego kontaktu z naturą, kompletnie ignorujemy fakty iż autorzy często mocno konfabulowali, a po drugie: dziś coraz trudniej o tak surowe warunki, młodzi więc sami dokładają sobie trudności poprzez rezygnację z rzeczy naprawdę niezbędnych. A to może prowadzić do kolejnych tragedii.

Autor prowadzi śledztwo w sprawie Chrisa, próbując odtworzyć jego wędrówki, spotkania z ludźmi, zapiski na feralnej wyprawie na Alaskę, pokazując go nie jako szaleńca, ale zwyczajnego, pełnego ideałów młodego człowieka, który szukał jakichś wartości wokół siebie. Nie pieniędzy, kariery, drobnomieszczańskiego zadowolenia, ale poczucia wolności. Wielu młodych czuje podobnie. I nie mam pretensji, że o tym się pisze, ale nie romantyzujmy przypadków śmierci, która jest nieszczęściem i nie była w żaden sposób planowana.

2 komentarze:

  1. Miałem identyczne wrażenia po filmie. Sztuczna martyrologia i fałszywy nimb wolności wokół godnej pożałowania zapatrzonej w siebie, antypatycznej i narcystycznej postaci. Nie zachwyca nawet na paznokieć, nie widzę celu i sensu opowiadania o nim gdziekolwiek indziej poza lokalnymi wiadomościami - chyba że ku przestrodze.

    OdpowiedzUsuń