Jeśli ktoś marzy o zajęciu wygodnego teatralnego fotela, by oczekiwać na rozpoczęcie się spektaklu, to będzie zaskoczony. Tu jest inaczej niż w typowej sztuce i trzeba na jakiś czas zapomnieć o wcielaniu się w rolę widza – wygodną fotelem, intymną i anonimową ciemnością przygaszonych świateł. W jaki sposób skutecznie zintegrować grupę gości teatralnych wie dobrze Diana Karamon – autorka i reżyserka spektaklu „Biznes od kuchni”.
Niebanalnie i zaskakująco – tak jest od samego początku. Szybko, radośnie, głośno, dynamicznie. Temu, kto zliczy aktorów pierwszej sceny – chylę czoła. Oficjalnie jest ich czworo, ale do końca spektaklu można mieć wrażenie, że i kilku, i nawet kilkudziesięciu.
fot. Rafał Meszka / mat. teatru |
Wkrótce święto i radość ogłoszonej mężem i żoną młodej pary spotyka się z prozą życia. To prozaiczne życie daje o sobie znać już podczas wesela. To tutaj – między toastami „na zdrowie” – rozpoznajemy oblicze cienia, który zwalnia tempo tańca i zmienia postawę zaproszonych gości – cichną okrzyki, a niedopite toasty znikają z pierwszego planu.
Gdy wszyscy milkną wsłuchani w staropolską pieśń „Oj, chmielu, chmielu…” już wiadomo, że ten motyw nie jest przypadkowy. Faktycznie – staje się on towarzyszem całego spektaklu. Dlaczego wybiera dom małżeństwa Ewy i Romana? Z jakim przekazem przychodzi? Jaki ma cel? Nie trzeba bać się stawiania tych pytań. Nie warto oskarżać siebie za brak natychmiastowych odpowiedzi. Te mogą się pojawić nawet długo po opuszczeniu teatru. Pani reżyser należą się gratulacje za stworzenie niedopowiedzianego świata. Po raz kolejny pani Diana Karamon zadawala wymagającego widza, dając mu przestrzeń na obudzenie wyobraźni i podjęcie refleksji.
Od kuchni przyglądamy się tu nie tylko biznesowi, ale mamy możliwość podejrzeć różnorodne relacje dorosłego świata. Świata, w którym ludzkie wybory kreują rzeczywistość – czasem na chwilę, innym razem na dłużej, niekiedy na całe życie.
Można ulec złudzeniu, że wszystko się ułoży, bo przed chwilą im wróżono, że będą żyli długo i szczęśliwie. I – kiedy nie idzie po myśli – zaskoczenie. A wystarczyłoby sięgnąć do własnych przeżyć, do doświadczeń otaczającego świata. Wtedy nic nie dziwi, staje się oczywiste. Historia jak każda. Czy banalna? Nie! Raczej pełna prawdy o życiu.
Tu nie jest ani za słodko, ani za gorzko. Jest w sam raz. Takie jest życie – weselne i mroczne zarazem. Radość na zgodę podaje rękę smutkowi. I wszystko się splata, przeplata. Można zażądać więcej, zgłosić sprzeciw. Tylko po co? To tak, jakby życiu powiedzieć: „Nie zgadzam się na swoją historię”.
Bohaterowie zaglądają więc do scenariusza napisanego wielu podobnym i przeżywają według niego chwilę po chwili? Z całych sił kibicowałam im, by chwycili w dłoń pióro i zaczęli – oprócz poezji na sprzedaż – pisać własne, odważne scenariusze.
Stella
***
Ode mnie tylko kilka zdań.
Ciekawy pomysł, brawurowe wykonanie. Świetnie wykorzystana przestrzeń kawiarni, bo tym razem nie zamykamy się jedynie w sali teatralnej. Kolejne wcielenia naprawdę bawią (szczególnie Miłosz Broniszewski), spektakl ma dobre tempo. I choć parę rzeczy można by poprawić (zabawy z przesuwanymi ścianami, nie do końca jasna scena zatracenia się w pisaniu, po którym urywa się film), to myślę że sporo widzów będzie się na tym nie tylko dobrze bawić, ale i odnajdzie się w jakimś stopniu w tej historii. Przecież każdy pewnie przechodził podobne dylematy jak tu wreszcie zacząć z czymś swoim, udowodnić że coś się potrafi, że entuzjazm i pomysły przekuje się w sukces, mimo powątpiewania rodziców czy teściów. Nie wiem czy reżyserka zawarła w scenariuszu jakieś własne doświadczenia z zakładania kawiarni, ale sporo z tych scenek ma nie tylko moc komediową, ale i gorzki posmak rzeczywistości (od remontów, przez kontrole aż po problemy z pracownikami).
Robert
Biznes od kuchni - Teatr XL
Autorka: Diana KaramonReżyseria: Diana Karamon
Ruch i choreografia: Amanda Nabiałczyk
Obsada: Julia Bochenek, Miłosz Broniszewski, Maciej Adam Łabaz, Tomasz Ostach
Kostiumy: Sebastian Szarata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz