Książka ciekawa, ale i trochę rozczarowująca. Najpierw był zachwyt, bo rzeczywiście udało się zgromadzić masę danych i dowodów na to, jak bardzo kwestie równych praw kobiecej połowy społeczeństwa są ignorowane. Od sprawa zwyczajnych jak komunikacja, przez służbę zdrowia aż po równe płace i dostosowanie różnych kwestii do bezpieczeństwa, czy komfortu ciała kobiecego. Człowiek drapie się w głowę i rzeczywiście dochodzi do wniosku, że nie ma racjonalnych wyjaśnień czemu tak trudno to zmienić. Bo wyjaśnienie: tak było od zawsze, a zmiana kosztuje, w sumie nic nie wnosi, a jedynie potwierdza tezę autorki: świat wymyślili sobie mężczyźni, żeby to im było wygodnie i upierają się przy tym, że tak jest najlepiej.
Dyskryminacją może być zatem nie tylko jawna nierówność w płacach, w zatrudnieniu, ale również ignorowanie specyficznych potrzeb, a tego naprawdę jest cała masa. Caroline Criado Perez zbiera dane z różnych stron świata, a potem punktuje cios za ciosem. Skoro przy zbieraniu danych konsumenckich czy nawet badawczych (leki), nie istnieje konieczność zbierania dawnych w równej ilości od kobiet, potem mamy tego efekty - czasem dość kuriozalne, np. wielkie smartfony, których kobieca ręka nie jest w stanie objąć, ignorowane pozytywne efekty dla kobiet specyfików dla mężczyzn, czy za płytkie kieszenie w ubraniach dla kobiet. A gdyby tak zapytać o zdanie połowy społeczeństwa? Czego się boimy? Czy naprawdę to takie trudne, by zadbać o to, by one też czuły się bardziej usatysfakcjonowane?
Są tu rzeczy wydawałoby się błahe, ale są też i bardzo niepokojące np. brak testów wypadkowych w autach na manekinach przypominających budową ciało kobiece albo brak publicznych toalet dla kobiet, przy ogromnej ilości tego typu przybytków dla mężczyzn. To co męskie ma być uniwersalne, ma być normą. Zmiana tego pewnie będzie następować długo, dlatego warto głośno mówić o takie potrzebie i dobrze, żeby mężczyźni czytali tego typu teksty.
Dobrze, czemu zatem książka też wkurzała i rozczarowała? Ano autorka niestety nie potrafiła się chwilami zapędzić w bardziej emocjonalne tony. Raz pisała o konkretnych wynikach, dając odnośniki do bibliografii, innym razem dziwnie o tym zapominała, sugerując jedynie że to była jakieś "najnowsze badania". Mało to profesjonalne. Przeskakiwanie pomiędzy konkretnymi danymi i dziwnymi komentarzami czasem psuło całą przyjemność z lektury. Powtarzanie pewnych argumentów (norma to biały amerykański lub europejski mężczyzna), też nie pomagało. No i zestawienie rzeczy może istotnych ale mających trochę inny ciężar: rozliczenia podatkowe, czy wymiar godzinowy, a zdrowie, zagrożenie życia, to jednak rzeczy trochę z innej bajki. Może też poza uporządkowaniem tych danych pokazujących gorsze traktowanie kobiet w rozdziały, warto było pokusić się o więcej pozytywnych przykładów zmian i dowodów na to, że społeczeństwo na tym korzysta.
Nie żałuję lektury, uważam że była pouczająca, ale nie porwała tak jak początkowo ją oceniłem.
PS Ponieważ część danych była z zupełnie innych realiów niż polskie, szkoda że wydawca nie pokusił się o zamówienie jakiegoś komentarza dotyczącego przykładów dyskryminacji w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz