Maga: Kolejny spektakl, który mi nie przypadł do gustu. Chyba się
starzeję albo staję się bardziej wymagająca, ale ten monodram w niczym
mnie nie zaskakuje. Ot, sceniczna, współczesna „Ukryta prawda” czy
„Sekrety życia” z TV. Ani to zabawne ani odkrywcze.
Robert: To
jest problem tego tekstu, że tu treści jest naprawdę niewiele. Choć
twórcy na plakatach wskazują, że inspirowali się prozą Bukowskiego, to
jest to bardzo na wyrost. No chyba, że ktoś wyszedł z założenia, że
skoro bohater sztuki lubi kobiety, to już ma coś wspólnego ze słynnym
bitnikiem. O ile jest zarys historii, czyli opowieść mężczyzny, który
szuka swojego miejsca i szczęścia na różne sposoby, to treść raczej
rozczarowuje - to zbiór powielających jakieś stereotypy scenek, jakaś
piosenka, żarty nie najwyższych lotów i refleksje na temat życia, które
zgodzę się z Tobą, że odkrywcze nie są.
MaGa: Jakie czasy –
taki amant. Pogubiony w rzeczywistości, żyjący chwilą, skazany na ciągłe
oceny i ulegający presji, modzie… a tak naprawdę chcący jedynie kochać i
być kochany.
Robert:
Może tu jest klucz do tego spektaklu. Skoro chciano zrobić komedię,
sklejono ją z tego co wydawało się że bawi Warszawiaków - dziurawe
ulice, Uber, korki, kluby nocne, wciągane kreski, żeby wytrwać w pracy w
korpo, knajpy na placu Zbawiciela... Jedziemy po stereotypowych
obrazkach i ślizgamy się po powierzchni. W efekcie może rzeczywiście
ktoś odnajdzie się w tym nieźle, bo wszystkie te rzeczy akurat stanowią
fragment jego życia, będzie więc się w tym rozpoznawał i bawił tymi
nawiązaniami. Brak jednak w tym głębszego spojrzenia, może bardziej
uniwersalnej refleksji na temat relacji z ludźmi, czy oryginalności
(polecamy oboje np. Taksówkę
która kiedyś była grana w Teatrze Soho), żeby spektakl mógł sprawdzać
się nie tylko w sytuacjach gdy ktoś ma wśród znajomych kogoś kto np. ma
za sobą ceremonię z użyciem ayahuasci, czy jest kierowcą lub częstym
pasażerem Ubera.
Może odrobinę za dużo w tym było w tym wszystkim
też zbyt oczywistych podtekstów seksualnych - zwłaszcza jeżeli nie
bardzo miały one związek z opowiadanym fragmentem historii. Można czasem
coś pokazać bez ruchów kopulacyjnych, czy klepania po pupie, a
wyobraźnia widza i tak swoje dopowie.
MaGa: Jedyną zaletą tego
monodramu jest odtwórca amanta warszawskiego – Grzegorz Jarek.
Niezwykle gibki, skoczny, ze swoim ciałem potrafi robić niezwykłe
rzeczy. Ma mocny głos, choć trudno powiedzieć czy dobry, bo dwie, trzy
piosenki z tekstem jak mantra – to trochę mało by móc ocenić. Jednak
żeby powiedzieć coś więcej na jego temat musiałabym zobaczyć go w
jeszcze innym repertuarze.
Robert: Ja już widziałem i stąd z
ciekawością szedłem na "Przypadki...". Pokazał moim zdaniem, że potrafi
dużo i problem tkwi raczej nie w nim, co w scenariuszu. Mam jednak
wrażenie że sporo jeszcze przed nim pracy, żeby np. nie korzystać w
wciąż tych samych pomysłów (zarówno gra twarzą, jak i ciałem), żeby
szukać wciąż nowych sposobów na nawiązanie kontaktu z publicznością. Tu
sprawdza się nieźle jako showman, ale czy budzi prawdziwe emocje,
sympatię, czy choćby ciekawość dla swojego bohatera? Moim zdaniem
niestety nie.
Z plusów wskazałbym poza oczywiście charyzmą
Grzegorza Jarka, nieźle pomyślane przejścia muzyczne i video oraz
pomysły na grę przy wykorzystaniu jedynie kilku rekwizytów - minimalizm,
ale zarówno zabawny, jak i całkiem efektowny.
Podsumowując: w
naszej ocenie mamy raczej do czynienia nie tyle z przemyślanym i spójnym
przedstawieniem, co raczej ze zbiorem mniej lub bardziej udanych
żartów, które średnio sklejone są w całość. Satysfakcja widza będzie
więc zależeć od oczekiwań z jakimi się tam pojawimy. Jeżeli wystarczy
Wam coś w stylu stand-upu, komediowego show, nie oczekujecie od monologu
w teatrze głębi, czy większych emocji, być może to będzie dla Was udany
wieczór. My wyszliśmy średnio usatysfakcjonowani, a zważywszy na nie
tak tanie bilety, raczej nawet rozczarowani.
Jeżeli "Przypadki..." Was zainteresowały klikajcie tu:
https://teatrxl.com/przypadki-warszawskiego-amant/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz