Wszyscy wydają kryminały, bo podobno na tym się zarabia, a najlepiej jeszcze przekonać czytelników do zbierania spójnej koncepcyjnie serii wydawniczej. No to dziś dwie powieści od Wydawnictwa Znak ze znaczkiem Crime. Nie do końca jestem przekonany co do tego, że seria jest rozpoznawalna, ale będę na pewno z ciekawością obserwował. Co prawda liczyłem raczej na rodzimych pisarzy, a tu już pojawiają się również zagraniczne tytuły, jeżeli miałyby trzymać jakiś poziom, to czemu nie.
Najpierw jednak rodzimy debiut. Aleksandra Śmigielska wcześniej chyba pisała raczej krótką formę, zbierała jakieś nagrody na festiwalach kryminalnych, przyszła jednak pora również na powieść. Od razu uprzedzam, że bliższą raczej thrillerowi psychologicznemu niż kryminałowi. Choć po drodze pojawiają się trupy, nie jest najbardziej istotne to by wykryć sprawcę, a raczej rozwiązać pewną zagadkę i zyskać święty spokój. Bohaterce wydawało się, że przeszłość ma za sobą, że zbudowała sobie lepsze życie, tamto raczej wypierając i obudowując kłamstwami. Mąż, dzieci, wspaniały dom, praca, wszystko prawie idealne, więc co by się stało, gdyby ktoś zaczął wyciągać na jaw jakieś sprawy z przeszłości, np. to że to nieprawda że matka nie żyje od wielu lat albo że jest jakieś rodzeństwo, które chętnie mogłoby opowiedzieć o jakichś sprawach z przeszłości.
Marta tak bardzo boi się tamtych spraw, tego przed czym uciekła, że zrobi prawie wszystko, by to nie wyszło na jaw. Ktoś jednak uparcie wciąga ją w jakąś dziwną intrygę, grożąc nie tylko ujawnieniem jej kłamstw, ale i podkładając dowody na to, że i dziś ma coś na sumieniu. Gdyby bliscy się dowiedzieli... Przecież nie może ich stracić. W desperacji można zrobić wszystko, licząc na to, że nic się nie wyda - każdy czyn, kolejne kłamstwo, każda suma pieniędzy, wydają się jej usprawiedliwione.
Bohaterka wydaje się wykreowana dość przekonująco, nie ma w niej sztuczności - jej lęk, wkurzenie, nakręcanie do kolejnych działań, rozumie się dość dobrze.
Szkoda jedynie że w tej obyczajowo-kryminalnej intrydze brakuje trochę napięcia, niby elementy pasują do siebie, ale czyta się to bez większych emocji, a niektóre pomysły mogą wkurzać trochę brakiem realizmu (sugerowanie jakoby ciało mogłoby tak łatwo wędrować bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi). Rozczarowujący trochę jest też finał, bo choć na pewno trochę przyspiesza tempo wydarzeń, to ich przebieg jest mocno naciągany.
Jest potencjał, autorka jednak mam wrażenie nie potrafiła do końca wykorzystać tego jak połączyć obawy przed wykryciem kłamstw, z realnym zagrożeniem wiszącym nad bohaterką, tak jakby te wątku się trochę rozjeżdżały. Nieźle wypadają opisy stanów emocjonalnych Marty, ale już działania jakie z nich wynikały były chwilami od czapy i miało się wrażenie, że autorkę ponosi fantazja. Niby czyta się nieźle, jednak to nie jest coś co by się na długo zapamiętało lub kończyło z poczuciem dużej satysfakcji.
W przypadku Dobrej żony mam trochę inny problem. Jest bardziej przewidywalna, chwilami wkurza pewną sztucznością jaką wyczuwam szczególnie w dialogach, jakby zawieszaniem różnych spraw w niedopowiedzeniu, a jednocześnie jednak zaciekawia dużo bardziej niż opisywana wyżej Oszustka.
Znika mężczyzna, lubiany nauczyciel i trener, facet towarzyski i szanowany, jednak my od początku znamy jego drugą twarz - człowieka, który potrafił być apodyktyczny, stosować przemoc, który nie ma w sobie za grosz wyrozumiałości i nie znosi sprzeciwu. A wiemy to wszystko od jego żony, która zwierza się nam od razu, że go zabiła. Znalezienie ciała nie byłoby dla niej szokiem, jest nim to, że ono zniknęło. Może więc przeżył i teraz będzie się mścił?
Jak rozmawiać z policją, żeby nie zdradzić siebie, a jednocześnie przygotowywać się na to co może jej grozić?
Rozdziały są niczym migawki, raz przyglądamy się Lili, raz policjantce prowadzącej dochodzenie, która ją zaczyna podejrzewać. Rozgrywanie akcji w ten sposób fajnie buduje napięcie, zamienia to w pewnego rodzaju grę między nimi. Ile powiedzieć, ile zatrzymać dla siebie? Jak się tłumaczyć jeżeli coś znajdą. Bo znajdą na pewno. Między małżonkami już od dawna się nie układało i nawet na zewnątrz to było widać. On chciał mieć żonę którą może się chwalić, która się piękna i posłuszna. Ona czuła że w tym związku się dusi. Jak to widzieli ludzie z zewnątrz i na czyją winę wskazywali? Jak łatwo w opinii publicznej możesz stać się potencjalnym podejrzanym, a potem szybko zmienić się w ofiarę?
Czemu lekko wkurzało? To nawet nie jest kwestia jakiegoś chłodu emocjonalnego, ale prowadzenia dialogów lub opisów w dość dziwny sposób, jakby czytelnik miał się domyślać, co tam jeszcze jest w tle, schowane, ukryte. Dziwna uwaga rzucona nie wiadomo dlaczego, zdanie i czynność jakby z niczego nie wynikająca? Tak to właśnie ten styl.
Choć w mojej ocenie, trochę przewidywalne i powielające dość utarte schematy domestic noir, niezła zabawa. Zgrabnie wykorzystany motyw kłamstw i zatajania prawdy widziany poprzez interpretację prawniczą. A finał? Ciut naciągnięty, ale to powiedziałbym dość klasyczne rozwiązania gatunkowe (stety lub niestety).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz