Tytuł nie jest Wam obcy? I słusznie, choć minęło chyba 16 lat od premiery filmu i prawie 20 od premiery tego tekstu na deskach teatralnych, wciąż jest gdzieś on pamiętany, a powracanie do pewnych scen wywołuje uśmiech na twarzy. Autor, czyli Andrzej Saramonowicz, dał się namówić na powrót do tego tekstu, jego aktualizację i oto kolejny spektakl komediowy dołącza do repertuaru Teatru Gudejko, który jak pewnie wiele osób kojarzy, można oglądać na scenach prawie całego kraju (repertuar i miejsca można sprawdzać tu). Możemy więc przypomnieć sobie Testosteron sprzed lat i porównać go do tego co możemy zobaczyć po 20 latach. Czy coś się zmieniło? Kobiety na pewno coraz głośniej mówią o swoich potrzebach, prawach, a mężczyźni? Jak to właśnie z nami jest?
Okazją do przyjrzenia się facetom i ich postrzeganiu świata jest ślub i wesele, ale podobnie jak w oryginale ślub, który został przerwany, a wesele bez gości, raczej jedynie po prostu sposób na wyładowanie swoich frustracji, korzystając z procentów na stole i jedzenia, którym można napchać żołądek.Pan młody, rodzina, goście i znajomi z obu stron, najpierw próbują dojść do przyczyny nagłego przerwania ślubu, jest dużo agresji i ostrych słów, potem jednak powoli atmosfera się oczyszcza, emocje opadają, a panom schodzi się na różne zwierzenia dotyczące stosunków męsko-damskich. Starsi (Krawczuk/Drabek, Wierzbicki/Lichota, Kocięcki) oczywiście brylują, jako bardziej doświadczeni, ale czy to znaczy, że na pewno rozumieją kobiety i nie popełniają błędów? A młodzi (Brząkała/Wyszyński, Popiel/Meyer, Hycnar/Zając)? Jak się okazuje coraz bardziej bezradni wobec sztuczek stosowanych przez płeć piękną, rozchwiani emocjonalnie, jedynie pozują na twardzieli. Od słowa do słowa zawierają się przyjaźnie, rodzą nowe napięcia, wychodzą na jaw tajemnice, których nikt się nie spodziewał. Jest chwilami twardo, trochę wulgarnie, ale udało się w tych dialogach uchwycić sporo prawdy o tym jak dziś wygląda dzisiejsza męskość. Jest oczywiście również sporo o kobietach i to nie zawsze pochlebnie, taka to jednak konwencja, by nie tyle utwierdzić pewne stereotypy i postawy, ale je wyśmiać, bo przecież śmiech rozładowuje napięcie. A że wielu panów potrzebuje do tego by się otworzyć, porcji alkoholu, to możemy obserwowane sceny jedynie przyjąć jako smutny obraz rzeczywistości i nie bierzmy wszystkiego aż tak bardzo serio. Szowinizm niestety tkwi gdzieś głęboko w podświadomości i w męskim gronie nie raz potrafi pokazać swą twarz. Czy to znaczy, że panie nie będzie to przedstawienie bawić? Myślę, że będzie, bo też od początku panowie fajnie to potrafią zagrać, balansując między śmiesznością, a zacietrzewieniem, między rozpaczą i pijackim rozrzewnieniem. Za reżyserię odpowiadali Adam Krawczuk i Maciej Wierzbicki (połowa Teatru Montownia), sami też znaleźli się w obsadzie, a ten duet zawsze jest gwarancją niezłej zabawy. I tak też jest. Pozostali aktorzy też fajnie wchodzą w tą konwencję, sprawiając że prawie cały czas czuć niezłe tempo i nie spada uwaga widzów. Co ważne, nie ma tu miejsca na gwiazdorzenie, praktycznie każda z postaci jest tu równie istotna, ma swój kawałek show. A że obsada praktycznie jest zdublowana aż prosi się, by zobaczyć w tych rolach różnych aktorów. Może jeszcze będę miał kiedyś okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz