niedziela, 19 marca 2023

Źli Żydzi, czyli wyluzuj człowieku

Jakiś czas temu na tym spektaklu była M., ale udało się zobaczyć go również i mi, łapcie więc recenzję podwójną.
Choć religia i wierność żydowskim tradycjom odgrywa tu istotną rolę, nie sugerujcie się tym aż tak bardzo, to tekst który wbrew pozorom i tytułowi jest dość uniwersalny, a dotyka głęboko relacji rodzinnych, rywalizacji, zazdrości. Wyobrażam sobie więc, że spokojnie można by pozmieniać trochę w scenariuszu i można by tą historię opowiedzieć pt. Źli Polacy. Dziś spór o to co to znaczy być wiernym tradycjom, uświęconym przez pokolenia wartościom przecież w naszym kraju jest szczególnie mocny. Czy mam prawo żyć po swojemu, czy muszę spełniając oczekiwania rodziców/dziadków, wszystko robić według ich wyobrażeń. Tak jak oni chodzić do kościoła, pościć, celebrować kolejne uroczystości, wyklinać na obcych, fetować wszystko co nasze, narodowe... Na podobnym schemacie oparty jest tekst Joshuy Harmona, czarna komedia opowiadająca o nowojorskich Żydach spotykających się z okazji pogrzebu ich dziadka. Konflikt rozgrywa się pomiędzy ludźmi mniej w więcej w podobnym wieku, tu nie chodzi nawet o spór pokoleniowy, ale raczej konfrontację w wyścigu o pamięć, o to kto jest bardziej godny pamiątek po zmarłym.


Co to znaczy być Żydem w dzisiejszym świecie? Dla Daphny (Olga Sarzyńska) to oczywiste - jedynie te ma prawo tak się nazywać, kto na każdym kroku podkreśla swój związek z religią, narodem i jego historią. Jeżeli ktoś tak nie robi, to znaczy że jest zdrajcą, odszczepieńcem i najlepiej żeby nie pojawiał się na rodzinnych uroczystościach. Dla Liama (Wojciech Brzeziński) to wszystko jest raczej kwestią drugorzędną, on czuje się Amerykaninem, chce żyć nowocześnie, korzystać z przyjemności, nie przejmując się ograniczeniami i zakazami. Nawet na pogrzeb się spóźnia, bo akurat był na nartach ze swoją nową dziewczyną (bynajmniej nie żydowskiego pochodzenia). Melody (Paulina Gałązka) jest piękna, może nie należy do gwiazd intelektu, za to przy niej mężczyzna czuje się dowartościowany. Obie strony próbują na swoją stronę przeciągnąć Jonaha (Piotr Sędkowski), ale ten nigdy nie był specjalnie odważny, przyjmując zasadę: nie wtrącam się w życie innych, nie oceniam, dajcie mi spokój. Zamknięci na noc w jednym mieszkaniu, bo na drugi dzień mają uczestniczyć jeszcze w rodzinnych uroczystościach, zamiast położyć się spać, coraz bardziej się nakręcają, ciśnienie wzrasta.
To nie tylko pytania o tożsamość, ale i wyciągnięcia na wierzch wszystkich żali, pretensji i urazów z przeszłości. Choć śmiejemy się z rosnących emocji i braku umiejętności rozwiązania tego konfliktu, chwilami z przerażeniem też obserwujemy co dzieje się na scenie. Jeżeli pamiętacie choćby "Rzeź" będziecie wiedzieli o czym mówię. "Źli Żydzi" stają się rodzinną psychodramą, w której czujemy że raczej nie dojdzie do porozumienia. I tu jest też siła uniwersalna tego przedstawienia - czy nie zdarza się również i nam powiedzieć przy bliskich o te parę zdań za wiele, a potem nie da się ich cofnąć, nie da się przeprosić, bo to co usłyszeliśmy w odpowiedzi stanowi przeszkodę nie do przeskoczenia? Patrząc się z boku (jak Melody), wydaje się że z błahostki nagle zrobiliśmy coś przeogromnego, a jeżeli spróbują się wtrącić, mogą jeszcze oberwać rykoszetem.
Dobry tekst, dobre wykonanie i okazuje się, że taki wieczór może być dużo ciekawszy niż to co zwykle pod mianem komedii grane jest na różnych scenach. Nie trzeba farsy, przerysowań, wystarczy pokazać emocje. Spory ciężar w nakręcaniu spirali (i naszej ciekawości) bierze na siebie Olga Sarzyńska i dla niej największe brawa! Zagrać kogoś tak toksycznego i jednocześnie utrzymać sympatię widzów do postaci to duża sztuka.

Zdecydowanie warto zobaczyć ten spektakl!
fot. Bartek Warzecha

Robert

****

Spektakl w Ateneum umożliwia nam wejście w świat amerykańskich Żydów. Młodych, współczesnych, którzy próbują odnaleźć samych siebie w kraju, który wchłania wszystko i dopasowuje pod własne potrzeby. A oni szukając dróg do swojej tożsamości kulturowej, narodowej i wolności osobistej, nawet w ramach własnej rodziny, zderzają się ze skrajnie odmiennymi poglądami dotyczącymi ich światopoglądu, ale także wynikających z powiązań rodzinnych czy podejścia do religii. Czwórka bohaterów i cztery różne postawy i spojrzenia na wartości ważne dla każdego człowieka, tradycje, które jedni kultywują i innym są one obojętne (często na pozór), na religię lub jej brak, na kulturę narodu i konieczność zachowania jej ciągłości.

Dwóch braci żydowskiego pochodzenia i ich kuzynka toczą na scenie batalię o pamiątkę po pochowanym dzień wcześniej dziadku, który przeżył holocaust. Prym w sporze wiedzie Diana, każąca nazywać się Dafne (rewelacyjna w tej roli Olga Sarzyńska) – nieznośna, konfliktowa, przekonana o swoich racjach, tak mocno przestrzegająca norm i rytuałów wynikających z religii i kultury żydowskiej, że czyni życie ludzi wokół siebie nie do wytrzymania. To ona będzie dowodzić Liamowi, że jest złym Żydem, bo lekko traktuje religię a i kultura żydowska wydaje się być mu obojętna. I nie używa swojego żydowskiego imienia! Ten z kolei będzie udowadniał, że jej kurczowe trzymanie się norm kulturowych i religijnych, a także jej jaskrawy patriotyzm to nic innego jak coś na kształt „żydo-nazizmu”. Walcząc słownie między sobą na wierzch wychodzą ich przywary jakże tożsame z tymi, które często widzimy u dyskutujących polityków czy dziennikarzy o odmiennych poglądach. Im większe zacietrzewienie, tym mocniejsze padają słowa i oskarżenia. Młodszy brat, Jonah, wciągany jest w spór tych dwojga i przez nich raz jest głaskany a raz „bity”, w zależności od ich potrzeb, choć zdaje się być zwolennikiem myśli: żyj i daj żyć innym. Jest niejako punktem odniesienia dla brata i kuzynki. Cichy, spokojny, wycofany. I jest jeszcze Melody – dziewczyna Liama, nie Żydówka, zupełnie niechcący wplątana w spór kuzynostwa.

Jednak autor nie dramatyzuje, nie rozdziera szat nad konfliktowymi sytuacjami. Jego bohaterowie tak ukazują swoje przywary, że widz się śmieje. Autor wyraźnie kpi z pewnych aspektów natury ludzkiej, ale jednocześnie nie czyni z bohaterów demonów, widać, że ma dla nich ogromną dozę czułości. I nawet doprowadzony do furii Liam, mimo swojej chamowatości nie odstręcza, a często jesteśmy po jego stronie (bardzo dobry w tej roli Wojciech Brzeziński). Chwała reżyserowi, że nie sprowadził narzeczonej Liama, Melody, do roli słodkiej idiotki. Wiotka, urodziwa dziewczyna jest po prostu empatyczną, delikatną osobą, która stara się uszczęśliwiać świat… choć doprowadzona do ostateczności też potrafi pokazać pazur (tu: pazurek). Świetnie z tego zadania wywiązała się, równie śliczna, Julia Konarska. Bardzo ładnie grała rolę zagubionej osoby między toksyczną Dianą a wściekłym Liamem. Na osobne omówienie zasługuje Piotr Sędkowski w roli Jonaha. Zaistnieć w przedstawieniu tak dynamicznym będąc raczej tłem dla innych, ale w taki sposób, by było to zauważalne to jest doprawdy sztuka. Niewielu aktorów potrafi tak zagrać, więc tym większe oklaski.

Trzeba zresztą przyznać, że zarówno tekst jak i gra aktorska jest niezaprzeczalnym atutem tego spektaklu. Doskonale poprowadzono wszystkie postaci, a tekst - choć temat ma swój ciężar – opowiedziany jest z dużą dawką humoru. Bardzo mi się ten spektakl podobał.

Polecam.

MaGa

Teatr Ateneum – Źli Żydzi
Reżyseria: Maciej Kowalewski
Autor sztuki: Joshua Harmon
Tłumaczenie: Hanna Szczerkowska
Scenografia: Arkadiusz Kośmider
Opracowanie muzyczne: Maciej Kowalewski
Kostiumy: Arkadiusz Kośmider
Konsultacje ruchowe, teatr wizualny: Bartłomiej Ostapczuk
Konsultacje hebraistyczne: Regina Gromacka
Asystent reżysera: Joanna Trzcińska
Obsada:
Olga Sarzyńska/ Marta Ojrzyńska (gośc.) – Daphna/Diana
Julia Konarska/ Paulina Gałązka - Melody
Piotr Sędkowski (gośc.)/Jakub Sasak - Jonah
Wojciech Brzeziński - Liam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz