Jak to czasem nawet nie planując dialogowanej notki, masz jednak okazję ją napisać - wybrałem się na najnowszą premierę Och Teatru, a M jak się okazało bilety kupiła już ponad miesiąc temu :) Łapcie więc nasze wrażenia.
***
MaGa: Codzienność mnie przytłacza, to szukam w teatrach lekkiego repertuaru. I tak trafiłam na „Okno na parlament” – farsę autorstwa Roya Conneya w OCH-Teatrze. Mówią, że jego sztuki to istne samograje. Zgodzę się z tą opinią, choć uściślę, że tylko w ręku dobrego reżysera i przy świetnie dobranej obsadzie.
Robert: O tak, Mayday bawi m.in. w Och Teatrze od lat, a wielu aktorów miało okazje w tych farsach pokazać swoje bardziej wyluzowane, szalone oblicze. Gdy jednak widziało się jedną tego typu farsę, mam niestety wrażenie, że na kolejnej wszystko jest trochę przewidywalne - próby okrycia kłamstw wiemy, że się nie powiodą, a problemy będą się tylko piętrzyć, niezależnie od tego jak długo wcześniej udawało się je ukrywać.
MaGa: Zabawne perypetie polityka, ministra, prawej ręki premiera, człowieka, któremu „można więcej” (skąd my to znamy?) i jego asystenta, młodego chłopaka, maminsynka, który został wplątany w nieudaną randkę szefa i ma zapobiec katastrofie małżeńskiej i politycznej. Kolejne, błędnie podjęte decyzje, splot nieprzewidzianych zdarzeń, rozhisteryzowane lub spragnione miłości kobiety, galeria odjechanych typów a pomiędzy tą zawieruchą trup…
Robert: No wiadomo, jak jest trup, policja, to i media, a tego raczej nikt by nie chciał. Przecież dużo łatwiej to rozwiązać, gdyby ciało można było znaleźć później, żeby nie wiązano z tym ministra. Zresztą jego w tym pokoju wcale tak długo miało nie być - w końcu wpadł tam tylko na chwilę, by zostawić bagaże i jechać prosto do parlamentu. A że akurat on miał inne plany, które nie spodobały by się ani żonie ani jego konserwatywnym wyborcom, trzeba jakoś się z całej kabały wyplątać.
MaGa: W tym spektaklu wszystko bawi. I wielki minister, który z minuty na minutę sam zaplątuje się we własnych kłamstwach i z wielkiego szefa przeistacza się w błagającego o pomoc faceta, który boi się swojej żony (Krzysztof Stelmaszyk spisał się świetnie w tej roli), jak i jego prawicowy asystent George, który z popychadła ministra musi przeistoczyć się w jego zbawcę, zaprzeczając po drodze wszystkiemu w co wierzył do tej pory (pięknie to zagrał Krystian Pesta).
Robert: No tak, to już nawet nie tyle utrata złudzeń co do prawości jego mentora, ale i coraz bardziej chłopak musi naginać też własne zasady moralne. Chyba ta jego przemiana jest jednym z mocniejszych punktów fabuły. Do czego się posunie, by nie stracić posady i bronić ministra?
MaGa: Widzowie mają zabawę od początku spektaklu, ale w chwili gdy do gry zostaną wprowadzone wszystkie panie z obsady zaczyna się jazda bez trzymanki. Ich strach przed odkryciem tego co usiłują robić „na boku” przy jednoczesnej chęci przeżycia czegoś nowego, ekscytującego wraz łamaniem własnych zasad przyśpiesza akcję sztuki, wprowadza panów do stupor i coraz mocniej gmatwa i tak już dobrze zamotaną akcję. Żywiołowa Weronika Warchoł w roli sekretarki opozycji, elegancko chłodna Lidia Sadowa jako żona ministra i skromna pielęgniarka zagrana przez Sylwię Korzeniak też zaczynają się gubić w tym co się dzieje w pokoju hotelowym. Wszyscy łgają by ratować własną skórę, a w tym wszystkim miota się obcojęzyczna pokojówka Aleksandra Szwed, która z gestów nie zawsze dobrze odczytuje wysyłane do niej sygnały co dodatkowo wprawia w osłupienie i ją i całe towarzystwo tej farsy.
Robert: Szalone to wszystko i tempo jest naprawdę fajne. Mocno zapatrzony w ministra dyrektor hotelu, zdaje się jest coraz bardziej zszokowany tym, że zamiast walczyć w parlamencie o dobro kraju, najważniejszy gość zdaje się rozkręcać w swoim pokoju jakąś dużą aferę, zapraszając do pokoju coraz to dziwniejsze postacie. A całość próbuje na swoją korzyść wykorzystać jeszcze jeden bohater - jego nie dziwi nic, pod warunkiem, że dostanie napiwek.
MaGa: No właśnie - jeszcze lokaj – Mirosław Kropielnicki, klasa sama w sobie. Ile razy wejdzie na scenę tyle razy jest świetna zabawa. Tutaj w roli wiecznie podpitego, nierozgarniętego lokaja, w szkockiej spódniczce, z fryzurą „na Einsteina”, zawsze pojawiający się nie w porę i zawsze z ręką wyciągniętą po napiwki. Komedii pomyłek, gagów i nieogarnięcia w porę tego co się dzieje dopełniają Sławomir Pacek jako mąż sekretarki i Grzegorz Warchoł jako dyrektor hotelu. I jeszcze w roli ciała detektywa - Tomasz Drabek. Tak zagrać rolę, żeby wyglądać jakby w środku ciała było tylko pół jestestwa to doprawdy sztuka. Jako ciało mówił może niewiele, za to leżał, wisiał, jeździł w taki sposób, że widownia płakała ze śmiechu.
Robert: Mamy więc w repertuarze Och Teatru kolejny potencjalny przebój komediowy. Lekkie, zabawne, brawurowo zagrane. Czegóż chcieć więcej?
MaGa: Ukłony w stronę reżyserki tego spektaklu, Krystyny Jandy. Mądrze i trafnie dobrana obsada dały na koniec oklaski na stojąco. Cudownie było się śmiać z tytułowego okna, które tłukło na oślep nikogo na szczęście nie zabijając. Świetna zabawa.
OKNO NA PARLAMENT
autor: Ray
Cooney
Reżyseria: Krystyna Janda
Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
Scenografia i kostiumy: Zuzanna Markiewicz
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy i asystent reżysera: Cezary Margiela
Obsada:
Sandra Korzeniak, Lidia Sadowa, Aleksandra Szwed, Weronika Warchoł,
Tomasz Drabek, Mirosław Kropielnicki, Sławomir Pacek, Krystian Pesta,
Krzysztof Stelmaszyk, Grzegorz Warchoł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz