Glukhovsky pomiędzy pisaniem powieści fantastycznych zdaje się lubi bawić się tworzeniem opowiadań i humoresek, tak więc już po raz drugi, po całkiem udanym tomie Witajcie w Rosji, mamy okazję zobaczyć go trochę w innej odsłonie. Czemu w innej? Ano większość tych tekstów, zebranych zdaje się z ładnych kilku lat, bo jedno jeszcze sprzed olimpiady zimowej w Soczi, to rzeczy dość groteskowe, mające na celu pokazać poziom absurdów rosyjskiej rzeczywistości. Cały świat uznać może to za fantastykę, ale mieszkańcy tego kraju, pewnie niejeden z tych tekstów uznaliby za literaturę faktu. Jest więc i śmieszno i straszno, bo mechanizmy opisane przez autora, dalekie są od demokracji i praw jednostki. Władza ustala kto ma być biedny, kto bogaty, kto będzie miał prawo żyć w spokoju, a kto nie. No i kto może pisać, a kto nie - Głukhovsky jak wszyscy wiemy, w Rosji jest już persona non grata, a to właśnie ze względu na swoje krytyczne spojrzenie na obecną politykę.
Niby część tych opowiadań wcale nie dotyka wprost najwyższych szczebli Kremla, ale opisując zderzenie "maluczkich" z mechanizmami "porządku" na każdym poziomie życia, od zakładu pracy, przez miasto, region, autor Metra 2033 oddaje ich cały absurd i bezradność z jaką przychodzi się z nimi zmierzyć. Tu szybki awans w stylu Nikodema Dyzmy pewnie nikogo nie zdziwi, o ile znasz odpowiednich ludzi, ale gdy okażą swoje niezadowolenie, w ciągu jednego dnia mogą ci wszystko odebrać i wydać wyrok długiej odsiadki. Łapówki, układy, kłamstwa, propaganda, ustawianie wyborów, czy chaos w armii - oj pisząc takie rzeczy raczej można spodziewać się kłopotów. I nie wytłumaczysz się, że to przecież fikcja, bo za bardzo wszystkim przypomina to otaczające realia. Niby to kolos na glinianych nogach, w wielu wymiarach państwo bardziej malowane niż realne albo jak to się okazuje w jednym z tekstów, po prostu z dykty, ale wciąż wzbudza niepokój świata, właśnie ze względu na nieprzewidywalność i choćby potencjalne użycie guzika broni atomowej.
Glukhovsky obnaża słabości reżimu, wyśmiewa się z władzy, ale ta satyra jest też ostrzeżeniem, że prędzej czy później musi ona przegrać, bo ludzie się obudzą, będą mieli dość kłamstw i zniewolenia, świata w którym z dóbr korzystają jedynie nieliczni. I chyba ta myśl towarzyszyła mi w trakcie lektury nawet silniej niż uśmiech - niby to wszystko bawi, ale przecież jedynie kogoś kto nie musi w tym żyć, miejmy więc nadzieję, że takie książki dotrą do jak największej liczby osób również w Rosji, by otwierali oczy i zaczynali zadawać pytania, przestali być obojętni. Tak jak u nas humor i satyra pomagały w Polsce w obaleniu komuny, tak współcześnie niech drżą wszystkie reżimy, bo same dostarczają dowodów na to, że ich potęga ma swoje granice. Skoro boją się śmiechu, niech drżą więc każdego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz