Czekają na swoją kolej napisania notki: 7 książek, kilka filmów, 4 spektakle, a potem dziwię się temu, że inni są zdziwieni iż mam o czym pisać dzień w dzień. Żeby tak jeszcze doba była ciut dłuższa, a praca pozwalała na większą swobodę... Nie ma co jednak narzekać, tylko trzeba pisać. Dziś odpoczywam po udanej wymiance książkowej (jak zwykle Półki do Spółki polecają się uwadze), kocyk, herbatka i próba wykurowania gardła, które po dwóch tygodniach spokoju znowu się buntuje. Czas na lektury, ale przy gorączce jakoś trudno o skupienie, więc skaczę z jednej do drugiej, szukając tytułu, który przyciągnie mnie na dłużej. Nie dziwcie się więc, że najszybciej idą mi tytuły lekkie, z wciągającą fabułą. Właśnie takie, jakie pisze Leszek Herman. Nie tak dawno zorientowałem się, że mam aż trzy tytuły do nadrobienia tego autora, którego przecież śledziłem od debiutu, postaram się więc zrobić to w miarę szybko. Na pierwszy rzut - Szachownica, a więc zdaje się nie bardzo po kolei, ale mówi się trudno.
Zmiana bohaterów, bo choć pojawiają się znajomi z pierwszych książek, to na pierwszy plan wchodzi młodsze pokolenie - może to znak czasów i próba zdobycia młodszych czytelników? Nie zmienia się jednak sam pomysł, czyli połączenie sensacyjno-przygodowej akcji prowadzonej współcześnie oraz jakiejś odległej historii, w której kryje się rozwiązanie jakiejś zagadki. Dodajmy do tego, historii ściśle określonego regionu, czyli dzisiejszego Pomorza Zachodniego, może fragmentu północnej Wielkopolski. Tam mieszka autor, przeszłość tych ziem jest jego pasją, więc możemy spodziewać się niejednej ciekawostki. Wielokrotnie już pisząc o nim porównywałem go do Dana Browna, nie jest jednak aż tak naciągany. Nawet sami bohaterowie nabijają się, gdy odkrywają kolejne fragmenty układanki i budują jakieś teorie, że brakuje im jedynie inwazji Raptilian albo równie kontrowersyjnej teorii spiskowej. Historycy jednak pewnie niejeden raz wpadali na ślad takich tajemnic i powiązań, które były dla środowiska niczym bomba atomowa, może więc i sprowadzanie wszystkiego do skrzyń ze skarbami jest zbytnim uproszczeniem, rozbudza jednak wyobraźnię. I w tym czasem jest problem - ludzie gonią, sami nie bardzo wiedząc za czym, spodziewając się grubej kasy, a nie pamiątek czy dokumentów, co gorsza są gotowi zrobić wiele, by wygrać w tym wyścigu. Tak też można rozrysować akcję Szachownicy - Patryk i Karen podróżując po USA, trafiają przypadkowo na aukcję, w której wpada im w oko szkatuła, której miejscem pochodzenia jest tak znajomy im Szczecin. Wygrywając licytację i próbując dowiedzieć się więcej o tym przedmiocie, niestety wplątują się w grubą aferę i zmuszeni są do przerwania swojej urlopowej wyprawy. Trochę szalona dziewczyna i próbujący hamować jej pomysły Patryk, w trakcie swojej ucieczki cały czas będą próbować rozwiązać przyczyny swoich problemów, a czytelnik będzie miał o tyle łatwiej, że równolegle, śledząc ciekawą historię z XIX wieku z terenu królestwa Prus, sam będzie tworzył jakieś hipotezy dotyczące połączenia obu wątków. Cenne klejnoty, oskarżenia o wampiryzm, morderstwa, miłość, więzienie - czego tu nie ma. I choć pewnie znajdą się jacyś maruderzy, że to za mało realistyczne, jak dla mnie książki Pana Leszka to przede wszystkim świetna rozrywka (dobre tempo szczególnie w wątkach współczesnych), jak i okazja do poznania ciekawej historii. Polecam więc i będę szukał kolejnych jego powieści. Tylko uwaga - to zwykle spore cegły, więc warto ze względu na nieporęczność czytania w komunikacji celować w wersje audio lub e-booki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz