wtorek, 28 marca 2023

Wierzyć się nie chce, a jednak, czyli Chora na siebie i I Love My Dad

Do końca miesiąca jedynie trzy notki, szkiców kilkanaście i trudno zdecydować co idzie w pierwszej kolejności. Niech będzie tak, że najpierw łapcie dwa filmy, które może jeszcze upolujecie w kinach studyjnych, jutro coś muzycznego, bo dawno nie było, a na koniec jeszcze dobry spektakl.
A na dziś wybrałem filmy choć różne od siebie, to oba w jakiś dziwny sposób szalone, groteskowe, więc połączyłem je w jednej notce. Dziwny nasz świat, jeżeli gnamy w takim dziwnym kierunku.

Chora na siebie to historia o pragnieniu zwrócenia na siebie uwagi. Bohaterka, wciąż czując się trochę na drugi planie u boku strasznie narcystycznego faceta, kreującego się na artystę, szuka sposobu na to, by zarówno on, jak i całe otoczenie skupiło się na niej. A skoro niewiele potrafi, nie błyśnie jakoś w dziedzinie sztuki (choć dzieła jej partnera też do wielkich nie należą), to może sprawić, by innym się zrobiło jej żal. Może by tak jakaś egzotyczna choroba, które nie rozumieją lekarze?

Wyobrażacie to sobie? Ale żeby było jeszcze zabawniej, to w efekcie nagle robi się sławna i uzyskuje to czego pragnęła - uwagę, staje się nawet pewnego rodzaju "celebrytką", bo jest jedyna i niepowtarzalna. A że może oznaczać to rany, których nie da się zaleczyć? To nieistotne. Sława jest cenniejsza. I nawet jak ktoś się dowie, że to wszystko oszustwo i jej świadome działanie? Cóż, z tego też można zrobić show, prawda? Tym razem o psychice, która popchnęła ją do tak dramatycznych decyzji. Kiedyś takie tragikomiczne użalanie się nad sobą i myśli o tym jak będzie wyglądać mój pogrzeb, komu zabronię na niego przyjść, to była domena chorych fantazji, teraz zdaje się ambicją stało się to jak najbliżej zbliżyć do prawdziwego życia. Obrazki rodem z agencji reklamowych, które planują zarabianie na tym co bardziej "dziwne" i wymuszające empatię lub współczucie jednocześnie bawią i przerażają.
Jeżeli podobał się Wam "Najgorszy człowiek na świecie", to i ten obraz się Wam spodoba.


Druga historia jest równie pokręcona, chwilami wręcz żenująca, ale żeby było śmieszniej wydarzyła się naprawdę. James Morosini miał 20 lat, gdy poczuł się przez ojca oszukany w ważnej sprawie i postawił całkowicie się od niego odciąć. Po latach James, który został aktorem, ale próbuje też sił jako reżyser, na zdarzeniach z młodości oparł swój scenariusz.
Gdy spieprzyłeś swoje życie rodzinne, ale jednocześnie bardzo pragniesz dalej towarzyszyć synowi w jego dorastaniu, dziś masz do tego możliwości idealne - wszak każdy nastolatek i młody człowiek używa dziś mediów społecznościowych. Wystarczy go obserwować, komentować, zagadnąć nawet jak nie odbiera telefonów. A jak i tam cię zablokuje? Ha, to może utworzyć konto jako młoda laska, żeby przyjął cię do znajomych...
Nie wierzycie? To zobaczcie co z tego wyniknie. Jak "dobre rady" i chęć poprawienia nastroju synowi, mogą się skończyć.
Film jest naprawdę pokręcony, choć jednocześnie pełen ciepła i wzruszający. Przedziwna mieszanka. Niby gościa potępiamy, ale przecież też tak dobrze rozumiemy. Choć z depresji raczej nie powinno się żartować, mimo wszystko chyba wybaczam twórcom tą pokręconą historię.
Po czymś takim, gdy Twoja ukochana, wymarzona okazuje się ojcem, z którym pisałeś... uch, może nie będę kończył. Obejrzyjcie.

2 komentarze:

  1. Oglądałam "Chorą na siebie"... mnie ten film przeraził, bo jak można dla wątpliwej sławy i niepewnych pieniędzy doprowadzić siebie do takiego stanu. W czasach mojej młodości matki radziły dzieciom: szpanuj rozumem a nie głupotą. No cóż... inne czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inne czasy na które ten film po trosze jest satyrą. Ale ciekawie też pokazuje to pragnienie bycia zauważonym, ten chłopak który ją tak lekceważył i był skupiony na sobie był równie wkurzajacy

      Usuń