poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Spartakus - bogowie areny, czyli co się sprzedaje?

No nie będę specjalnie oryginalny - sprzedaje się od lata to samo - przemoc i seks. I widać to nie tylko na jakichś "wybranych" kanałach czy w kinach, ale wkracza to pełnym frontem do tv - przecież w dobie internetu dla młodzieży raczej śmieszne jest przesuwanie godzin emisji. I chyba właśnie nastolatki i młodzi pasjonaci dość niskiej rozrywki są głównie sympatykami tego typu produkcji. Tak jak obejrzałem pierwszy sezon "Spartakus - Krew i piach" do końca (choć już z pewnym niesmakiem) mając nadzieję, że choć odrobinę dorówna "Rzymowi" to teraz pozostaje już tylko coraz większe zdumienie, że producentom się opłaca wydać kupę forsy na takie bzdety.
Tak naprawdę miano kręcić drugi sezon "Spartakusa" (bo akcję w I doprowadzili do buntu w szkole gladiatorów), ale z powodu choroby nowotworowej głównego bohatera na razie dostaliśmy prequel czyli 6 odcinków sprzed wydarzeń I, bez Spartakusa, ale pokazujących trochę bliżej właściciela szkoły, w której później będzie Spartakus walczył. To wszystko co tam stanowiło pewne tło, czyli rozgrywki o władzę i pieniądze, manipulacje między możnymi, tutaj stanowi punkt centralny. Miałem jeszcze trochę frajdy z pewnych scen w mieście (dość naturalistycznie pokazywały życie codzienne), ale im dalej tym moim zdaniem gorzej. Może dlatego, że zabrakło "pozytywnego" bohatera, któremu byśmy kibicowali coraz bardziej odnoszę wrażenie, że producentom zależało tylko na tym by litrami krwi oraz scenami orgii przebić jedynkę, przykuć uwage na tyle by interes się kręcił i by zdobyli kasę na nakręcenie kontynuacji. Krew się leje nie tylko na arenach, przemocy jest więcej, w sumie to zaczyna sie robić schematyczne skoro wydarzeniami wokół których buduje się całą fabułę jest A) zdrada B) Morderstwo (wybierać do woli), a napięcia w tym niewiele a pozytywnych bohaterów brak to cały scenariusz chyba na kolanie był pisany. Skoro widzieliśmy to w I to czy jedynym pomysłem na powtórzenie sukcesu było: więcej krwi (choć paradoksalnie mniej walk) i więcej scen z paradującymi nago gladiatorami czy niewolnicami?
I jeszcze jedna refleksja - dużo u nas krzyku o to jak kręcą filmy Polacy - jakiekolwiek sceny gdzie troszkę zwróci sie uwagę i wyeksponuje jakiś moment - odzywają się głosy - pompatyczne, patos, dydaktyzm, przesadzone, nienaturalne. Wszystko jest negowane, krytykowane, nawet do zarzutów o naciąganie faktów historycznych - dotyczy to prawie wszystkich polskich filmów... A ci sami "znawcy" i esteci od siedmiu boleści oglądają Spartakusa i pieją z zachwytu nad naturalizmem, wspaniałymi zatrzymanymi sekwencjami, pieknym współgraniu cudownych zdjeć i muzyki, oczywiście święcie przekonani, że to co pokazano jest zgodne z rzeczywistością historyczną. A ja odnoszę czasem wrażenie, że oprócz tego że amerykanie mają wiecej kasy i komputerów w nosie mają realizm i historię - sami ją sobie wymyślają (pamiętacie "300"? o wszystkich innych "historycznych" nie bedę wspominał). U nas dba się o te szczegóły, ale kasy jest tak mało, że efekt wychodzi co najwyżej teatralny (ostatnie "1920" tylko potwierdza tę regułę). 
HBO (no w sumie Starz zrobiło Spartakusa, ale HBO promuje) ma u mnie dużą krechę za ten serial, już drugą w niedługim czasie - wcześniej za nudny "Pacyfik". Czy ktoś mógłby im wytłumaczyć, że nie da sie w idealny sposób odgrzać tego samego kotleta i sprzedać jako świeżutki wyrób? Po świetnej "Kompanii braci" teraz to jakieś coraz wieksze koszmarki... Czekać na "Walkę o tron" czy nie? Czy w innym tle historycznym dostanę te same obrazki?
trailer

możesz zobaczyć także: Zakazane imperium

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz