środa, 13 kwietnia 2011

Dorian Gray, czyli między przyjemnością a szczęściem

Czasem można napisać nawet o filmie, który na pewno udany nie jest - mam nadzieję, że mi wybaczycie. A przecież materiał (czyli pomysł) jest bardzo interesujący - to powieść Oscara Wilde'a tu przerobiona na stylizowany horror. Czego zabrakło? Aktorsko nie jest źle - główny bohater to przystojniak Ben Barnes, a jego mentor i starszy przyjaciel grany jest przez Colina Firtha (tak taktym razem król jąkała gra raczej postać negatywną).
Oto młody chłopak, Dorian Gray przybywa do Londynu aby przejąć w spadku dom i majątek. Jest nad wyraz miłym, kulturalnym i raczej spokojnym czlowiekiem, zwraca uwagę kręgów towarzyskich swą młodzieńczą urodą i niewinnością. Wciągnąć go w świat zabawy i przyjemności postanawia Lord Henry Wotton (Colin Firth) - cyniczny oryginał i hedonista.
Może właśnie ta błyskawiczna przemiana tak drażni swoją nienaturalnością, może przeszkadza to, że mimo uczucia, które się w nim pojawia wobec nowo poznanej pięności, tak łatwo z niego rezygnuje? Może drażni wprowadzanie na siłę grozy związanej z przemianą naszego bohatera (i obrazem namalowanym przez jednego z przyjaciół)? Grozy, której nie czujemy bo raczej śmieszy niż przeraża. Nasz bohater nie starzeje się ani nie zmienia - to obraz "bierze na siebie" wszystkie brudy, zniszczenia duszy i ciała, ale jest to pokazane zbyt dosłownie.
Scenografia - na plus, nieźle oddany klimat przełomu wieków. Londyn Oliviera Parkera jest ponury, ma fajny klimat, ale jest marnym tłem wobec tego co pokazał nam np.  Tim Burton w "Sweeneym Toddzie". Ale chyba jednak to nie aspekty wizualne sprawiają, iż uznaję ten film za mało ciekawy - to co leży to przede wszystkim słabe rozwinięcie fabuły.
Powieść Wilde'a można raczej traktować jako opowieść o ludzkiej naturze - o tym czy oddanie się przejmnością jest równoznaczne ze szczęściem, o pewnej filozofii życia ale i czerpania z niego esencji - ważne tu są nie tylko podboje erotyczne bohatera czy nowe narkotyki, ale zacieranie granic między dobrem i złem, sztuką i życiem, ignorowaniem tabu (np. ciekawy wątek homoseksulizmu). W filmie - to raczej migawki niczym rodem z różowej serii i tyle - nagle widzimy już bohatera zmęczonego i poszukującego końca takiego stylu życia. Co przeżył ten upadły anioł, że tak sie czuje? Co się w nim działo i dzieje? Tak szybko jak wszedł w taki styl życia (bez oporów? bez dylematu?) i nagle pojawiają się wyrzuty sumienia (reżyser oczywiście pokazuje je nam dość schematycznie)... Dla mnie to zbyt duże uproszczenie.
Ale ciekawy wydał mi się wątek (aż szkoda, że ledwie zarysowany) przemiany jego "mistrza" - oto ten, ktory uczyl go iż nie powinny istnieć żadne granice, sam z wiekiem staje się wrogiem dla naszego bohatera. Nie dlatego by zazdrościł wiecznej mlodości - raczej coraz bardziej dostrzega pustkę takiego życia, a tęskni i chroni zupełnie inne - swoją rodzinę, którą wcześniej lekceważył.
Moralizatorskie przesłanie powieści Oscara Wilde'a mogłoby być aktualne i w dzisiejszych czasach gonitwy za kasą, przyjemnościami i przekraczaniem społecznych norm. Szkoda tylko, że akurat ten film tego nie daje - otrzymaliśmy fantastyczny obrazek w klimacie gotyckich horrorów. Nic więcej.
trailer
a film w całości możecie zobaczyć na ilpex.pl

możesz zobaczyć też: Jak zostać królem

2 komentarze:

  1. Jednym słowem film ten skierowany jest do publiczności nastoletniej gustującej w klimacie emo. Moim zdaniem oczywiście. Wilde zasłużył na coś zdecydowanie lepszego. Portret Doriana Graya jest pozycją prowokującą trudne pytania o naturę ludzką, co jednocześnie czyni ją niezwykle trudną w ekranizacji. To po tej lekturze spojrzałam na karę za nasze występki jak na pewnego rodzaju "przywilej".

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czy to łatwo przenosić tego typu literaturę na ekran ale tym razem niewypał... a do książki chyba będę kiedyś musiał wrócić. Klasycy jednak sie nie starzeją (no może językowo ale na pewno nie treścią)...

    OdpowiedzUsuń