poniedziałek, 13 października 2025

Back to Black. Historia Amy Winehouse, czyli chyba jedynie dla muzyki

W ramach poniedziałkowej dawki muzyki tym razem film. W sumie muzyka jest chyba jego najmocniejszą częścią i jedynie ona wynagradza spore mielizny scenariusza. Marisa Abela poradziła sobie całkiem nieźle z wcieleniem w przedwcześnie zmarłą gwiazdę, trudno jednak powiedzieć żeby scenariusz pomógł jej wydobyć głębię z tej postaci. Ślizgamy się po powierzchni, a nie schodzimy w głąb.   


Jest więc zwyczajna (choć rozbita) rodzina z przedmieść Londynu, miłość do muzyki, dość swobodny sposób prowadzenia się, potem powolna droga do kariery, toksyczny związek, pogłębiające się uzależnienie... 

Czy gdyby trafiła bardziej szczęśliwie, nie miałaby takich epizodów związanych z używkami? Tego się nie dowiemy, bo niektóre rzeczy jedynie dotknięto (choćby presję ze strony dziennikarzy), a poza relacją Amy z "miłością jej życia", niewiele tu innych postaci, one wydają się nie mieć znaczenia, choć przecież wiemy że znaczenie miały. 



Zbudowano więc na ekranie historię dość schematyczną, łzawą, w której niewiele jest życia i pasji, jaka przecież wypełniała tą nieprzeciętną wokalistkę. Idącą trochę pod prąd trendom muzycznym, oryginalną, mającą jakiś swój pomysł na siebie (nie była produktem wytwórni), ale w życiu prywatnym bardzo samotną, pogubioną. Szukając ciepła i bliskości potrafiła dokonywać ruchów spontanicznych, nie licząc się z konsekwencjami. 

Wygładzone, demony jakie w życiu Amy były obecne ledwie się pojawiają, ale całą winę zwala się na otoczenie, na męża i być może jakąś słabość jaką do niego miała. A i muzyki aż by się chciało jeszcze więcej! 
Raczej rozczarowanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz