wtorek, 7 października 2025

Teściowie 3, czyli a pamiętasz jak się kochaliśmy?

No i kilka zdań o wielkim przeboju jesieni w polskich kinach - frekwencyjnie na pewno znowu będzie sukces. I w sumie nie ma co się o to wkurzać - format wciąż ma w sobie trochę świeżości, aktorsko jest naprawdę dobrze. Co z tego, że mnie nie bawi tak bardzo? 

Podlane wysokoprocentowym paliwem nasze różne kompleksy, pretensje, różnice światopoglądowe, wybuchają na ekranie po raz kolejny. Były już dwa podejścia do ślubu, teraz mamy za to chrzest. To znaczy nie wszyscy o tym wiedzą, bo tym niewierzącym trzeba było powiedzieć, że to spóźnione urodziny wnuka, ale w końcu tradycja jest najważniejsza. A może nie tylko o nią chodzi? 



Do dwóch par, czyli Andrzeja (z Australii przybył bohater grany Dorocińskiego) i Małgosi (Ostaszewska) oraz Tadeusza (Woronowicz) i Wandy (Kuna) dołączą również dwie dość istotne dla fabuły postacie: właściciel ośrodka w którym ma mieć miejsce przyjęcie (Mecwaldowski) i przyjaciółka Małgosi, mająca ją wspierać psychologicznie i farmakologicznie (Popławska). Nie ukrywajmy jednak - to właśnie ta czwórka koncentruje na sobie najwięcej uwagi i to ich dialogi zwykle stanowią najbardziej błyskotliwe fragmenty filmu. 

Będzie trochę napięć na tle różnic "klasowych" i gustów, dużo wypominania sobie różnych win i odpowiedzialności za stagnację albo rozpad w związku, w pewnym momencie jednak gdy maski spadną i człowiek zostanie trochę bezbronny wobec faktów, pojawi się jakaś nić porozumienia. Wreszcie nie kończymy historii z awanturą, tylko jakoś tak bardziej optymistycznie patrząc w przyszłość. 

Nadal żałuję, że wciąż jest w tym więcej kabaretu niż poważnego spojrzenia na relacje, na to czemu musimy patrzeć na siebie tak bardzo spode łba, czemu musimy obgadywać za plecami. Ale skoro bawi, niech tylko bawi, może refleksja i jakieś rozluźnienie tego napięcia jakie wielu rodaków nosi w sobie, jednak z czasem przyjdzie :) W każdym "Januszu", w każdej "Grażynie" i również w tych z "elyty" jest po prostu człowiek, którego warto poznać, posłuchać, może nawet polubić a przynajmniej zaakceptować. I oby nie tylko po alkoholu. 
 

Moim zdaniem lepiej niż w "dwójce", wciąż jednak "jedynka" najbardziej wymiata.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz