Czwarte spotkanie z Karkonoszami w wydaniu kryminalnym od Sławka Gortycha. I powiem Wam że tym razem nie tylko stworzył ciekawą fabułę, wyciągnął na światło dzienne kolejne historie z przeszłości, ciekawe miejsca, ale i uderzył mocno w temat, który może nieźle rezonować w odczuciach ludzi. Mimo upływu czasu, wciąż bowiem temat rozliczeń za zbrodnie popełniane przez Niemców w trakcie II Wojny Światowej wcale nie jest dla nas obojętny. A Gortych pokazał kolejne dobrze udokumentowane przykłady tego jak często ludzie, którzy powinni odsiadywać wyroki, nie tylko chodzi sobie na wolności, ale i robili kariery. Tym razem dotyczy to środowiska o którym niewiele chyba się dotąd mówiło, czyli niemieckiej dyplomacji. Jakie mogli mieć na sumieniu zbrodnie? Ano poczytajcie cytowane tu fragmenty z różnych spotkań dla dyplomatów, gdzie ustalano kwestie narracji na temat polityki przyjmowanej przez Rzeszę, np. eliminacji narodów uznawanych za rasy niższej kategorii.
Zaczynamy od scen historycznych, potem przeskakujemy na inne płaszczyzny czasowe - powojenną i współczesną, wszystko jednak ładnie udało się połączyć. Może mniej tym razem jest gór, wędrówki po szlakach, ale miejsca których ślady lub nawet wciąż żywe budynki można zobaczyć, podobnie jak w pozostałych tomach cyklu, będą dość istotne dla rozwoju akcji.
Fajnie móc zobaczyć jak pewne informacje wygrzebane w archiwach, które fani widzieli już jakiś czas temu we wpisach Sławka Gortycha, udało się wpleść w rozbudowaną kryminalną intrygę. Doceniam to, choć w mojej ocenie jest tu kilka mielizn fabularnych i napięcie trochę spada. Może po prostu za mało ciut Tomka Wilczura, pisarza kryminałów, który wyrasta na głównego bohatera cyklu. Wokół niego właśnie koncentruje się wątek współczesny, a także przyspieszony i dramatyczny finał powieści. Pojawia się on dość jednak późno i jakby trochę na siłę, jako znajomy próbujący pomóc w dość dziwnej sprawie. A potem wszystko przyspiesza.
Nie zmienia to jednak wrażenia, że dobrze się to czyta, a autor ma umiejętność kreślenia różnych scen historycznych w sposób barwny, żywy, łączenia ich i emocjami. Nie wszystkie potem są dobrze wykorzystane (np. seans spirytystyczny), niemniej to właśnie historie z przeszłości moim zdaniem są mocną stroną tego cyklu. Hotel Sanssouci w Karpaczu jako siedziba ambasady Japonii? Miejsce konferencji dla dyplomacji III Rzeszy? Aż nie chce się wierzyć prawda?
To co współczesne jest bardziej sztampowe, nawet jeżeli udaje się utrzymać naszą ciekawość. A i dialogi jakieś takie sztuczne. Wiecie śledztwo-podejrzenia-narastające zagrożenie i wreszcie mocny finał, w którym jak w wielu innych kryminałach ktoś trafia do domu sprawcy, który by wyeliminować zagrożenie postanawia się go pozbyć.
Niezmiennie - czytam z dużą przyjemnością. I doceniam posłowie będące kolejną lekcją historii tego regionu, jego sekretów i fascynujących miejsc, przyciągających ludzi od tylu lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz