niedziela, 12 października 2025

Jedna bitwa po drugiej, czyli spiskowcy miłujący wolność kontra totalitaryzm

Chyba nie spodziewałem się takiego filmu po Andersonie, to zdecydowanie najbardziej na luzie nakręcony jego obraz. Zwariowany, a mimo wszystko całkiem na serio i bardzo w punkt pokazujący różne bolączki współczesnej Ameryki. Choć scenariusz oparty jest na powieści Pynchona, której akcja dzieje się w latach 80, Anderson przeniósł ją do współczesności, czyniąc być może jeszcze aktualniejszą. Wtedy wspomnienia i zapał buntowników z lat 60 zderzały się z polityką Reagana, a teraz jeszcze mocniej współgra to z rządami Trumpa, polityką antyimigrancką i naciskiem na to, by wszelkie sprawy rozwiązywać siłą.  

Czy szansą jest jedynie odpowiedź siłą na siłę? Czy oddolne protesty mają sens? Na pewno współpraca i budowanie sieci wsparcia, zabezpieczeń przed represjami służb i to jest tu kluczem do fabuły. 


Bob Ferguson (Leonardo DiCaprio) kiedyś podkładał bomby, był przekonany, że sprawę da się wygrać, a dziś... Cóż - rozleniwił się, myśli jedynie o kolejnej chwili by się napić lub zajarać. Wiedzie beztroskie życie w niewielkim miasteczku, gdzie zbudowano sporą społeczność ludzi, którzy są trochę outsiderami i gdzie od lat tworzy się jeden z punktów wparcia dla wszystkich nielegalnych imigrantów. Tu mogą czuć się bezpieczni...

 

Dopóki służby nie wezmą ich na celownik. A dokładniej jest to samowolna akcja jednego człowieka, wojskowego pułkownika (fenomenalny Sean Penn), który kiedyś aresztował żonę Boba i zmusił ją do współpracy. Teraz jak się okazuje nie tylko do współpracy, więc chcąc usunąć jakiekolwiek ślady ewentualnych kontaktów seksualnych "z innymi rasami" będzie polował na córkę Boba, które potencjalnie może być owocem jego "przesłuchań". 


Nastolatka, którą ojciec próbował jakoś nauczyć zasad bezpieczeństwa, jakie całe jego środowisko zbudowało lata temu, nigdy nie zetknąwszy się z żadnych zagrożeniem, teraz będzie musiała zderzyć się z całym tym bezsensem, którego kompletnie nie rozumie. Jak wojna toczona przez pokolenie jej rodziców może trwać i trwać, żeby mszczono się nawet na dzieciach? Jak widać jednak niektórzy na tyle silnie żyją swoją "wojną", że uważają iż jedynie wypalenie wszystkiego do korzeni jest jakimś sposobem na uratowanie świata. To nie jej walka, ale będzie musiała wciąż w niej udział.

Ojciec, choć zdeterminowany i gotowy zrobić wszystko by jej bronić, raczej nie jest wzorem bohatera - przez kilkanaście lat nie tylko obrósł tłuszczem i marazmem, ale i mocno otumanił swój mózg używkami. Żaden z niego ideał rewolucjonisty, bardziej przypomina bohatera powieści Bukowskiego wrzuconego do kina akcji - wciąż narajany lub napruty, co jeszcze powiększa jego poczucie paranoi, w rozchełstanym szlafroku, z piwem w ręku i biegający niczym kurczak bez głowy. 
 
A w tle obrazki jakie znamy z mediów - wojsko na ulicach, jakieś zamieszki, obozy koncentracyjne dla imigrantów, przemoc i dupki w garniturach, które plotą głupoty niczym prawdy objawione by prowadzić swój naród (ale tylko tych białych i na nich głosujących) ku bezpiecznej i szczęśliwej przyszłości. No i groteskowe obrazki, które mogą wydawać się głupie, ale w czasach gdy protest może przybierać różne formy, kto wie czy gdzieś nie ma w nich jakiejś cząstki prawdy. Tunele do ucieczki, siostry zakonne hodujące marihuanę, cały system komunikacji i zabezpieczeń spiskowców, wcale nie muszą być tak absurdalne. Jeszcze parę lat temu wiele obrazków jakie dziś widzimy zza oceanu też wydawały się nierealne.   

Jedna bitwa po drugiej to satyra, thriller, kino akcji, komedia, manifest polityczny - wszystko wymieszane w taki sposób, który zaskakuje i zachwyca. Tak, to jest produkcja w której udało się uchwycić te emocje, które czasem nam towarzyszą gdy patrzymy na różne wydarzenia - nie wiadomo czy bardziej się śmiać, płakać czy się bać. Anderson wydaje się mówić: może ta walka ma sens, nie warto być bezbronną ofiarą tych, którzy prowadzą kraje tam gdzie chcą, tyle że trzeba znaleźć sposób na podjęcie tej walki oraz nauczyć się współpracować z ludźmi myślącymi podobnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz