Skoro były już kryminały kulinarne, to czemu nie thriller filmowy w tych klimatach. O ile oferta Disneya jest raczej dla młodszego odbiorcy i nie bardzo mogę coś sensownego tam znaleźć (Netflix też zrobił się cienki), to Menu obejrzałem z ogromną przyjemnością. Przede wszystkim dla magnetycznych ról Anyi Taylor-Joy jako Margo i Ralpha Finesa jako szefa kuchni Slovika - warto! Bo może i jest tu trochę mielizn fabularnych, ale są też sceny po prostu wyborne! A menu? Przygotowywanie dań? No, powiedzmy że nie takie palce lizać, tylko ciut bardziej modern i wymyślne, ale co kto lubi. Generalnie dla mnie jedzenie jest nie tylko po to by smakować, ale by jednak się nasycić, a dzisiejszy świat lubi eksperymenty w kuchni - popularność programów kulinarnych sprawia, że szefowie kuchni stają się artystami i celebrytami. Jak jednak w każdej sztuce - zawsze pojawia się moment graniczny, gdzie jest kasa, popularność i możliwość zarobienia na gotowaniu, a gdzie jeszcze radość z przygotowywania posiłków, z robienia czegoś wyjątkowego. Da się to połączyć? Wyobraźmy sobie wyspę, gdzie przybywa się na wyjątkowe kolacje w bardzo elitarnym gronie - może to byłoby rozwiązanie? Spotkanie wyjątkowe, dla wyselekcjonowanych gości. Jak się jednak okazuje, kluczem były nie tylko pieniądze - szef kuchni miał własne kryteria doboru i od początku realizuje jakiś swój plan. Szokuje, jednocześnie jednak wciąż ciekawość nie pozwala nazwać jego pomysłów dziwacznymi i na odejście od stołów.
Nie zdążymy nawet dokładnie przyjrzeć się wszystkim gościom, choć wiemy, że przynajmniej kilkoro z nich to raczej mało przyjemne typki, uważające że za pieniądze mogą mieć wszystko. Jedna osoba jednak na pewno jest dość przypadkowo i ona jako pierwsza zdobywa się na odwagę, by nazwać pewne sprawy po imieniu. Nie przewidując konsekwencji, ale te pewnie i tak by nastąpiły, wcale nie mniej gwałtowne. O ile partner Margo to snob, który myśli tylko o degustacji dań sławnego szefa kuchni, to ona zdecydowanie preferuje prostotę i nie ma zamiaru udawać, że coś jej smakuje skoro tak wcale nie jest. Dlatego właśnie też zwraca na siebie uwagę mistrza ceremonii. To oni przykuwają naszą uwagę w 100%, reszta jest jedynie marnym tłem. Psychopatyczny geniusz, który chyba się wypalił oraz dziewczyna do towarzystwa, udająca kogoś z wyższych sfer - z nimi prawie każda scena od razu nabiera charakteru.
Trzeba jednak przyznać, że choć to thriller dość banalny, to jednocześnie też film z pomysłem, ni to czarna komedia, ni to slasher, z ciekawym klimatem i dobrymi zdjęciami. Te pełne wyrafinowania sposoby opisywania dań, sprawią, że zrobi się ciekawie, ale to nie jest raczej film dla smakoszy, raczej kpina z tych, którzy próbują podnieść sztukę kulinarną do poziomów absurdu, jakby odrobina złota, czy wody z alg, miała wpływ na smak tak duży, by zapłacić za to tysiące złotych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz