Zastanawiałem się czym jeszcze Was uraczyć na zakończenie majówki i wybieram kolejne czytadełko. Ale jakże dla mnie urokliwe! Zobaczyłem jak nowe wydania tej autorki reklamuje na FB Marcin Meller, postanowiłem więc spróbować samemu - co też uznał w tym za tak wspaniałego? I wiecie co? Ja też wsiąkłem. I pewnie będę szukał kolejnych powieści. Czułem podobne emocje jak kiedyś przy czytaniu Pani Bovary - niby kierunek w jakim podąża fabuła jest przewidywalny, ale jaka cudowna jest otoczka w jakie te porywy emocji są umieszczone. To różnica jak między współczesnym kryminałem a Agathą Christie. I chyba nawet nie jest to kwestia epoki w jakiej dzieje się akcja - po prostu współcześni autorzy/autorki pisząc romanse, jednak zwracają uwagę na zupełnie inne rzeczy. Zdecydowanie bowiem książkę nazwałbym romansem, tyle że z nutką sekretu, która stanowić może sporą przyjemność, bo autorka potrafi nieźle manipulować naszymi uczuciami. Jest w tej historii namiętność, choć przecież raczej nie do końca spełniona, jest naiwność i doświadczenie, jest rozpacz i pragnienie zemsty, wyrzuty sumienia i cynizm, zdrada i śmierć. Czy to wszystko wydaje Wam się ograne aż do przesady? Ano trochę tak jest, ale i tak ta opowieść ma w sobie tyle uroku, klimatu, że to się chłonie, jakbyśmy pierwszy raz wchodzili do tej wody. Nawet gdy myślisz sobie: o święta naiwności!, to i tak kupujesz to wszystko razem z młodzieńczą fanfaronadą. Bo gdy jesteś młody, wychowany przez wuja, niczego ci nie brakuje, może poza obyciem z niewiastami, uwielbiasz sprawy męskie, bałagan i uważasz że bez kobiet życie jest prostsze, z góry wiadomo, że prędzej czy później zmienisz zdanie.
I pewnie z wujem mogło być podobnie - wyjechał na południe, by podreperować zdrowie, Kornwalia przecież raczej chłodna i wilgotna, a tam poznał kogoś kto go zauroczył. Ale sprawa nie jest wcale tak prosta, bo nie zdążył przywieźć jej do domu, przedstawić wszystkim, ba, nawet nie zdążył zapisać majątku. Umarł. Wszystko nadal jest więc własnością młodego dziedzica, jego wychowanka, który w głowie ułożył sobie masę podejrzeń wobec jego zdaniem tajemniczej śmierci. Gdy jednak kuzynka, żona jego dobroczyńcy chce się spotkać, nie odmawia, pragnie ją widzieć w swej posiadłości, choć zamierza okazać chłód i wyniosłość. Domyślacie się dalszego ciągu? To pisał dużo nie będę. Ale to nie jest wcale tak prosta historia jak by się to mogło wydawać. Daphne du Maurier potrafi wywołać w nas niechęć wobec jakiejś postaci, sprawić że zacieramy ręce bo rozgryźliśmy czyjeś knowania, a potem pokazuje, że nasze wyobrażenia wcale nie musiałby być słuszne. Ta tajemnica, która jest do uchwycenia tuż tuż przed nami, tylko trzeba jeszcze kilka dowodów, ale te które mamy przecież są już pewne... Jakie to smakowite. No i ta otoczka - służba, najemcy gospodarujący częściami majątku, splendor i szacunek, młody człowiek, który wszystkiego musi się uczyć, te zwyczaje i pozory, które się zachowuje, nie nazywając spraw po imieniu. Wiek XIX stanowi dla nas niby nie tak odległą epokę, a przecież tak inną od współczesności. Proza niby klasyczna, jednak jedynie pozorna, bo cała ta gra z czytelnikiem i jego emocjami, jest bardzo współczesna i sprawia, że czyta się to po prostu wybornie.
Rewelacyjna książka. Zdecydowanie warto ją przeczytać. Znakomita!
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce już od kilku dobrych miesięcy, ale do tej pory ciężko było mi się za nią zabrać. Teraz już wiem, że muszę to jak najszybciej zmienić.
OdpowiedzUsuń