wtorek, 9 maja 2023

Mam na imię Lucy – Elizabeth Strout, czyli ruszyłaś przed siebie i udało się

Ta niepozorna książka okazała się dla mnie odkryciem nowego nazwiska - autorki, którą zapewne warto będzie poznawać w kolejnych książkach. Od pierwszej strony ujęła mnie prostym przekazem myśli, poprzez które poznajemy historię głównej bohaterki, tytułowej Lucy.

Lucy leży w szpitalu po operacji, która spowodowała pewne komplikacje i pobyt w tej placówce przedłuża się. Mąż nie lubi szpitali, więc pojawia się rzadko, w dodatku pracuje i ma pod opieką ich małą córeczkę. Kiedy pojawia się w szpitalu od wielu lat nie widziana matka, Lucy jest szczęśliwa. Dawno się nie kontaktowały, oddaliły od siebie, więc ich rozmowy są jakby o „niczym”. Wspominają dawnych znajomych, krewnych, rodzinę. Tylko, że te rozmowy otwierają w Lucy wspomnienia, od których usiłowała uciec jak najdalej, wręcz w separację od najbliższych i od miejsca, w którym się wychowywała. Skrajna bieda, wieczne kłopoty finansowe rodziny, a co za tym idzie wyśmiewanie się z niej przez inne dzieci, brak świadomości rodzicielskiej, które prowadziły do alienacji Lucy ze środowiska rówieśniczego, brak opieki, z latami - pod wpływem przykrych doświadczeń - przeradzały się w lęki i traumy i dojrzewanie w samotności. Kiedy Lucy na swojej drodze spotyka malarza uznanego w świecie artystycznym, nie wierzy, że ktoś może zainteresować się taką „szarą myszką”. Z czasem odkrywa, że to co ich łączy to nie jest miłość, jednak styl jej traktowania spowodował w niej chęć konfrontacji ze sposobem ciągłego patrzenia na nią jak na kogoś nieważnego, a to z kolei zapoczątkowało jej karierę pisarską i… sukces.

Kiedy tak sobie rozmawiają matka z córką, kiedy wspomnienia z trudnego dzieciństwa przeplatają się z jej obecnymi myślami, widzimy jak zmienia się sposób jej myślenia, jakiej ewaluacji podlegają jej myśli, emocje i jak – pomimo swoich lęków – w pewnym momencie Lucy potrafiła powiedzieć: „dość” i uporała się z tym całym bagażem emocjonalnym, który niosła od dzieciństwa na swoich barkach. Widzimy jak drobnymi krokami Lucy zaczyna ufać sobie, jak odzyskuje poczucie własnej wartości i godności.

Mam na imię Lucy… to znaczy wiem ile jestem warta, znam siebie i swoje możliwości; nie jestem nikim – jestem Lucy.

Polecam

MaGa

Mam na imię Lucy – Elizabeth Strout
Wydawnictwo: Wielka Litera
Audiobook: czyta Danuta Stenka     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz