Wróciłem po kilkudniowej przerwie i wychodzi na to, że przez 4 dni wyprawy po Górach Świętokrzyskich nie przeczytałem prawie nic - niby miałem i e-wersję, i audio, ale i zmęczenie dało o sobie znać i zdecydowanie mi nie szło, szczególnie audiobook. W papierze ta książka szła jeszcze gorze, więc nie to żebym się chciał jakoś specjalnie pastwić, ale już dawno nie czytało mi się nic aż tak źle. Może i ciekawy punkt wyjścia, jakiś pomysł, ale w wykonaniu zabrakło jakiegoś sensownego redaktora, który by usiadł z autorką i wytłumaczył, że to co może w jej głowie układa się w spójną i wciągającą historię, wymaga jeszcze masy pracy.
Już sam tytuł sugeruje, że będzie trochę fantasy, ale tak naprawdę to nie za wiele. Elfy czy krasnoludy i inne rasy żyją sobie wśród normalnych ludzi i tylko czasem wywołują jakieś dziwne reakcje - najczęściej związane z ich długowiecznością, więc również jakimiś podejrzeniami o złe zamiary wobec ludzi i wpływanie na politykę. Jakieś konflikty, utarczki pojawiają się, ale specjalnie nie są przez autorkę rozwijane, bo to co bardziej ją interesuje...
no właśnie za cholerę nie wiem co. Niby wątkiem głównym jest konflikt między rodami elfickimi, który ciągnie się już stulecia, jakieś wojny, ofiary, pragnienie zemsty, choć przecież już kolejne pokolenia dawno powinny machnąć na to ręką. A to właśnie osobiste urazy i antypatie, a nie jakieś wyższe racje kierują bohaterami - jedni chcą anarchii, przewrotu, obalenia rodów, które ich zdaniem za długo utrzymują się na szczycie, inni stoją w szeregach służb, mających na celu zwalczanie terroryzmu. A pomiędzy nimi elfka, która staje się tajną agentką, która ma infiltrować jednych i pomagać drugim. Co jej za to grozi? Jak w każdym konflikcie - pierwsza będzie na celowniku. Mimo że to główny wątek, to te wszystkie przepychanki kto kogo popiera, jawnie i skrycie, kto woli się wstrzymać i co może okazać się bombą z opóźnionym zapłonem jakoś mało nas wciąga. Dużo tu chaosu, imion, postaci, ich interesów, żądzy władzy, urażonych ambicji, tylko połapać się w tym kompletnie nie można. No, dobra w jednym można - w relacjach uczuciowych - chwilami przypominało to tanie erotyczne powiastki i nie wiem kogo mogło to podniecać. Ani to zgrabne, ani ciekawe. I chyba tylko dlatego, że nie mając zasięgu nie mogłem nic innego ściągnąć sensownego, skończyłem. O zgrozo chyba będzie ciąg dalszy. Różne młodzieżowe rzeczy podczytuję, bo przecież córki dopiero niedawno wyrosły z takiej literatury, ale czegoś tak niedopracowanego dawno nie widziałem. Sorry, ale ta książka jest dla mnie dowodem na to, że to co może być dobre dla grupki pasjonatów na blogu, jako fanfik i snucie opowieści, którymi podniecają się nastolatki, nie da się bezpośrednio przerobić na dobrą powieść. I tyle w temacie. Spuśćmy zasłonę milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz