A dziś coś kompletnie szalonego. I jednych ten film będzie drażnił, a drugich zachwyci. Mi chyba bliżej do bicia braw, choć mam wrażenie, że gdyby dać twórcom trochę przestrzeni, nie ograniczać ich czasem i budżetem, mielibyśmy coś jeszcze lepszego - może nawet serial? W formie ograniczonej do niecałych dwóch godzin, wiele pomysłów i to zarówno na postacie drugoplanowe, jak i głównych bohaterów, nie do końca ma szansę zaistnieć. Fabuła pędzi na łeb na szyje, wszystko jest dość proste, a my nie mamy szansy na to, żeby trochę bliżej poznać i polubić tytułowych czterech dżentelmenów. Brak oddechu, miejsca by wybrzmiał żart, połączenie wszystkich postaci zbyt grubymi nićmi, sprawiają że można się na tym filmie uśmiechnąć, ale nie będziemy go pewnie pamiętać jakoś bardzo długo. Tymczasem już sam pomysł był świetny - pokazać nam ludzi znanych z podręczników do historii w zupełnie innym świetle, z ironią, nie przejmując się wiernością faktom, za to z ironią pokazać ducha, który stał za wieloma wydarzeniami.
Tadeusz Boy Żeleński (Tomasz Kot), Stanisław Witkiewicz (Marcin Dorociński), Joseph Conrad (Andrzej Seweryn) i Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski) to tylko początek długiej listy ludzi, których pewnie każdy lepiej lub gorzej kojarzy. Dodajcie do tego np. Lenina, Piłsudskiego, grupkę artystów młodopolskich, podkręćcie to muzyką góralską, alkoholem, a może i innymi psychodelikami, a uzyskacie coś zupełnie szalonego i bardzo odległego od tego jak w polskim kinie opowiadało się dotąd o historii. To nie jest przecież biografia, tylko czarna komedia z nutą kryminału, pewne cechy charakterystyczne można więc uwypuklić, przerysować, a bohaterów postawić w sytuacji dla nich zgoła zaskakującej.
Wszystko zaczyna się nad ranem po grubej imprezie, po której mało kto coś pamięta. Nie dość, że w domu znajduje się trup, przyjaciele muszą szukać różnych rzeczy, które im zaginęły, to jeszcze na dodatek zdaje się, że wszyscy jednego z nich uznali za tragicznie zmarłego, trzeba więc wszystko jakoś odkręcić. Akcja rodem z Kac Vegas, choć może nie jest aż tak wulgarnie. I może nawet szkoda, że Maciej Kawalski nie poszedł bardziej po bandzie. Może gdyby było jeszcze mniej grzecznie, byłoby jeszcze bardziej zabawnie?
Najlepiej wypadają przepychanki między przyjaciółmi, konfrontacje z komunistami czy z bandytami, słabiej niestety zarysowany jest wątek śledztwa władz austriackich, a przecież w 1914 to był ich teren i czuli się tu jeszcze dość pewnie. Zresztą o ile scenograficznie i kostiumowo naprawdę film ma dobry poziom, to pościg wypada słabiutko. I pewnie można by wskazać jeszcze parę słabszych stron tej produkcji, ja i tak jednak biję brawo, nie tylko za obsadę, ale i za pomysł, za realizację, za świeżość i lekkość. Bez napinki, z humorem... I dla mnie najważniejsza wada to po prostu fakt iż to jest za krótkie, bo chciałoby się jeszcze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz