Nie czytałem Służących więc nie mam porównania, choć koleżanki zachwycały się jednym i drugim tytułem. Chłopki są w pewien sposób kontynuacją, bo dają odpowiedź na pytanie czemu młode dziewczyny chciały uciekać ze wsi, a potem, mimo nie zawsze ciekawych warunków, za nic nie chciały porzucać miasta i wracać do swojej biedy.
Joanna Kuciel-Frydryszak dokonuje mrówczej pracy, grzebiąc w różnych archiwach i wyciągając na światło dzienne różne ciekawe historie. Ustawiając je obok siebie, stawia pewne tezy, kreśli szerszą panoramę okraszając to też jakimiś liczbami. Czy to więc obraz prawdziwy w każdym przypadku? Czy jednak dość subiektywny, podporządkowany pod pewne z góry założone myśli i jedynie to co nam pasuje zamieszczamy w książce.
Wybaczcie mi tak dość ostre sformułowanie, ale coś mnie uwierało w trakcie lektury w tej książce, mimo wszystkich jej plusów. Czy naprawdę można sprowadzić opowieść o naszych babkach, czy raczej prababkach do: biedy, aranżowanych małżeństw i przemocy ze strony mężczyzn, braku edukacji i perspektyw? Ilość tych historii oraz przytaczane dokumenty (np. podania pisane w imieniu ojca, by zwolnić córkę z obowiązku szkolnego, bo musi ona pomagać w gospodarstwie) mogą porażać, brakuje jednak w tym jednak trochę tego marginesu, pokazania, że nie było tak w przypadku każdej z rodzin. Przykładów tego jak los mógł się inaczej ułożyć, jest tu naprawdę niewiele. Ten obraz rysujący się z lektury jest więc trochę podkoloryzowany, aby stał się bardziej poruszający. To z jednej strony wada, a z drugiej zaleta, bo praca socjologiczna z dokładnymi analizami pewnie czytałaby się dużo trudniej.
Jestem więc jednocześnie zachwycony, ale i zaskoczony tym w jaki sposób udało się tak łatwo postawić pewne zgeneralizowane opinie o tym jak to wyglądało na początku XX wieku w naszym kochanym kraju. Wizje roztaczane przez Sanację o powszechnej szczęśliwości i dobrobycie, już dawno powinniśmy wyrzucić do kosza, więc niby nic nowego się nie dowiemy, jednak można znaleźć tu czasem ciekawe detale, które aż proszą się o to, by pogrzebać głębiej. Wśród takich ciekawostek mógłbym wskazać choćby sprawę "polski len kontra zagraniczna bawełna", szkoły ludowe, czy choćby gloryfikowana przez nasze władze dziś rodzina Ulmów, która w dwudziestoleciu międzywojennym raczej była surowo piętnowana tak przez władze, jak i duchownych katolickich. Również cały rozdział poświęcony emigracji kobiet do pracy na polach we Francji, świetnie udokumentowany to rzecz arcyciekawa, choć znowu rodzi się pytanie: czemu tylko Francja, przecież kobiety szukały pracy również w innych krajach. Znajdzie się też odpowiedź na różne powiedzonka, które dziś wydają się już raczej zabawne, jak choćby to o dzieleniu zapałki na czworo. Aaa i jadłospis przeciętnej wiejskiej rodziny - sporo tu takich smaczków!
Czytając o patriarchalnych rozwiązaniach, przemocy, braku równości praw, ciężkiej pracy, poniżaniu i wykorzystywaniu, jesteśmy przerażeni, jak niedawno to było i uświadamiając sobie jak wiele znosić musiały również kobiety w naszych rodzinach. I myśląc sobie o tym jak wiele się zmieniło i jak dobrze, że jednak nie ma powrotu do tamtych czasów.
Mimo pewnej subiektywności w budowaniu obrazu, uważam że to ważna i potrzebna lektura. Po prostu zamiast ostatecznego "było tak i tak", trzeba wziąć poprawkę - "bywało tak i tak". Nie zmienia to jednak krzywd i cierpienia, które za tym stały, nie wolno więc temu zaprzeczać. I warto czytać, by własna wrażliwość nigdy nie dawała na to przyzwolenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz