Wstyd się przyznać, ale nie czytałem nigdy Czarodziejskiej góry, więc twórczość Tomasza Manna jest mi znana raczej z dość ogólnych opinii, niż osobistych wrażeń. Z ciekawością jednak zanurzyłem się w książkę Colma Tóibína, będącą pewnego rodzaju beletryzowaną biografią pisarza. Być może ktoś kto zna ciut lepiej jego twórczość i fakty z jego życia, będzie miał większą przyjemność z rozgryzania różnych odniesień, których tu nie brakuje. Ja mogłem jedynie trochę nieporadnie poruszać się wśród tych wszystkich nazwisk, znajomości, czy utworów, nie wiedząc nawet czy wszystko nad czym pracuje bohater, rzeczywiście ujrzało światło dzienne.
Od jego młodości, a więc pierwszych prób literackich, aż po wielką sławę. Czy jednak najważniejsze są tu fakty i kolejne etapy życia? A może nieustanne zmaganie się z samym sobą, na ile świat wewnętrznych przeżyć i przemyśleń, można pokazać światu bez cenzury? Albo obawa przed tym, jak mogą zostać odebrane jego słowa, oskarżanie samego siebie o zachowawczość, brak odwagi, ucieczkę w wygodny styl życia...
Sporo tu takich właśnie smaczków. Z jednej strony mamy więc różne wydarzenia, spotkania, rozmowy, tragedie rodzinne, a z drugiej, różne myśli i emocje bohatera, który się z nimi przed nami otwiera. Nawet bliscy może nie wszystko rozumieją, o wszystkich nie wiedzą albo się jedynie domyślają. Tóibín kreśli portret bardzo złożony, intymny, nie unikając kontrowersyjnych tematów. W końcu o ile pewne wątki na temat homoseksualizmu pojawiając się w powieściach słynnego noblisty i już współcześni pewnie plotkowali na ten temat, to jednak fascynacje coraz młodszymi chłopcami to nie było coś czym by się ona chwalił przed światem.
Interesujące wydaje się to, jak wiele obserwacji z własnego otoczenia przemycał Mann do swoich książek - od pierwszych nawiązujących do jego dojrzewania w mieszczańskiej rodzinie w Lubece, przez pobyt żony w sanatorium i jego wyjazdy tam, które inspirowały go do napisania najsłynniejszej powieści. Gdy czyta się o jego żonie, dzieciach, bracie, ma się wrażenie, że Tomasz chłonął ich energię, odwagę, bo jemu trochę ich brakowało, jakby siebie uznawał za mniej ciekawego. Był zdolny, wciąż jednak zdaje się trochę wycofany, skupiony jedynie na pracy. To rodzina go chroni, organizuje mu życie, kieruje nim w trudnych sytuacjach.
Sporo tu filozofii, rozmów o sztuce, ale również polityki, bo rosnąca z czasem niechęć do nazistów, którzy przejęli władzę w jego kraju, jest tu jednym z ważnych wątków (bo ma też wpływ na to jak odbierany jest w Ameryce przed przystąpieniem przez do wojny). Czy to prawdziwy obraz pisarza? Potraktujmy to raczej jako opowieść o nim, emocjonalną, zbudowaną na faktach, ale i wypełnioną własnymi fantazjami Colma Tóibína. Ciekawe, choć mnie nie porwało. Są fragmenty świetne, ale całość wydaje się dość nużąca, wypełniona detalami, nazwiskami, rozmowami, z których niewiele wynika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz