Dziś taki dzień, że trzeba mi chyba jakiegoś resetu, myśleć się nie chce, jutro teatr więc pichcę na dziś i na jutro dwie szybkie notki - kryminał ale bardziej komediowo. Coraz bardziej popularny i może fajnie, bo to zdecydowanie odpręża i nie zamula tak głowy jak drastyczne opisy, które śnią się potem po nocach. Choć u Anny Kapczyńskiej akurat spraw, które są mniej przyjemne i mogą potem się przyśnić trochę jest. Rzecz jest jednak zdecydowanie na ludzie, bohaterce się kibicuje nie tylko w śledztwie, ale i w perypetiach z jej facetem. Nie ukrywajmy tego - chyba zajęcie się sprawą morderstwa sąsiadki to tak naprawdę dla Gosi jest erzac, bo szuka jakiejś odmiany, dusząc się w swoim życiu. Jej wybrany niezbyt okazuje jej zainteresowanie, zrobił się wygodnicki, a ona zepchnięta została do roli kury domowej, a i praca w gastronomii nie należy do jej ukochanych. Ma swojego bloga, lubi pisać, więc sprawa kryminalna spada jej niczym z nieba - może by tak pójść w stronę dziennikarstwa śledczego i sprofesjonalizować swoje stukanie na klawiaturze?
Początkowo ma też chęć zapoznania się bliżej z jednym z policjantów, dostarczając mu jakichś dowodów, potem jednak rozczarowana postanawia działać jedynie na swój rachunek. Wypadałoby jednak zacząć od nakreślenia tła, które w tym przypadku będzie odgrywać niebagatelną rolę. Gosia mieszka w mieszkaniu swojego faceta w kamienicy, gdzie wszyscy się znają i mają przedziwną relację z właścicielką budynku, tak jakby tworząc społeczność, która za wszelką cenę trzyma wszystkie sekrety blisko przy sobie. Może dlatego Gosi tak trudno rozpracować relację zamordowanej kobiety z sąsiadami oraz poszukać pewnych motywów do dokonania zbrodni. Nie była specjalnie lubiana, jako artystka była dość kontrowersyjna (lubowała się w tworzeniu nagich portretów, robionych często bez wiedzy fotografowanych obiektów), rodzina dość chłodno przyjęła jej odejście, może więc rzeczywiście jest coś na rzeczy i rozwiązanie leży właśnie tuż obok. Bohaterka czuje, że w kamienicy dzieją się dziwne rzeczy i za wszelką cenę próbuje zbudować sojusz kobiet, które będą ją wspierać nie tylko w śledztwie, ale i w wywalczeniu pewnych zmian, które jej zdaniem są naturalne. Jak to w XXI wieku możliwe, by właścicielka dysponowała kluczami do ich mieszkań i mogła sobie do nich wchodzić albo odmawiała dostępu do połowy strychu, wyznaczając im system skomplikowanych dyżurów suszenia na małej przestrzeni... W dodatku "starzy" lokatorzy zdają się popierać ten stan rzeczy i bronią się przed jakimikolwiek zmianami. Może tak im jest dobrze, bo dzięki temu różne grzeszki łatwiej ukryć przed światem zewnętrznym?
Napisałem na początku, że chwilami może być mało przyjemnie i już wyjaśniam. Niby jest lekko, ale nie da się zaprzeczyć, że spora część postaci w tej książce funkcjonuje w toksycznych relacjach, daje się oszukiwać, manipulować. Świadomość tego może być uzdrawiająca, ale przecież zmarnowanych lat, miesięcy i dni nikt nie zwróci. Część spraw nie jest więc wcale taka komediowa jak mogłoby się wydawać. To jakby krzywe zwierciadło, w którym możemy zobaczyć różne relacje oraz stosunku sąsiedzkie. Bywa dobrze, a bywa i tak...
Przeszkadzać mogą przeskoki w chronologii, spora ilość historii, ale potem wszystko zgrabnie układa się w całość. Może i nie powala, ale czyta się całkiem sympatycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz