sobota, 15 lipca 2023

Pan Samochodzik i Templariusze, czyli no Indiana Jones to nie jest

Zajrzyjmy na Netlix bo dawno tego nie robiłem. Choć gdy oglądam tego typu produkcje, to utwierdzam się w przekonaniu, że już nie bardzo jest tam czego szukać. To co mogło wydawać się atrakcyjne, świeże, zabawne kilka lat temu, powtarzane w kółko, traci wszystkie swoje walory, a gdy dodasz do tego słaby scenariusz, marne efekty, to pozostaje jedynie żal. Czemu? Bo to przecież lektura i bohater, którzy wprowadzali nas w świat przygody, historii, poszukiwania skarbów. Nienacki zrobił to świetnie i mimo wszystkich wad Pana Tomasza, ma się do niego sentyment. Kontynuacja współczesna tego cyklu niestety nie ma już ten mocy. Pan Samochodzik zaczyna przypominać Bonda, ale i zarazem traci urok muzealnika, który głównie dzięki sprytowi i swojej inteligencji pokonywał różnych przeciwników, próbujących okradać nasz kraj z dzieł sztuki.
O filmie niestety zbyt wielu ciepłych słów nie mogę powiedzieć. Ale zacznijmy od nich: ścieżka dźwiękowa - zdecydowanie na plus, dodaje charakteru, a jednocześnie gdzieś pozostajemy w czasach późnego PRL. Kilka miłych dla oka twarzy znanych aktorów, choć niestety mało wykorzystanych (Dymna, Błaszczyk, Beler) i sympatyczna trójka młodziutkich aktorów, którzy niestety dostali do odegrania wiele sztywnych kwestii - to też zaliczam jako zaletę. Ale nawet gdy dorzucę do tego plenery, to na tym lista się kończy.

 
I nie chodzi jedynie o wierność książce, bzdurne rzeczy podokładane do fabuły, zamianę postaci, słabe wykorzystanie autka (jaka porażka!), które przecież stanowiło jedną z atrakcji serii. Nie mam też pretensji o na siłę wzmacnianie postaci kobiecych, bo ich w książkach rzeczywiście trochę brakowało, nawet to siostrzeństwo jakoś przełknę, choć tak bardzo tu nie pasuje. Leży po prostu scenariusz - za dużo tu idiotyzmów, rzeczy kompletnie bez sensu, drętwych dialogów, nie udało się zbudować żadnego napięcia ani sympatii do głównego bohatera. I nie ratują tego filmu nawet rzeczy, które zwykle w produkcjach Netlfixa były mocną stroną, czyli dbałość o detale, klimat, scenografia, kostiumy. Przecież to woła o pomstę do nieba, jak postacie stoją w słońcu, spuszczają sznur i schodzą w strugach deszczu, bo tak ładnie w kamerze wyglądało... Mieszanie współczesnych akcentów i przeszłości, niby mruganie okiem (milicja), brak wykorzystania nawet tego co sam wprowadzasz do filmu (ekipa ze Szwecji) - przecież to na kilometr razi amatorstwem i aż dziw, że ktoś nie wyrzucił tego do kosza albo do poprawy zamiast puszczać taki chłam do widzów.  

Główne postacie grane przez Janickiego, Drzymalską - cóż, chemii się nie czuje, jest poprawnie, ale bez szału. No i tak. W drugim planie jeszcze słabiej, bo nawet jak ktoś ma potencjał, to się go nie wykorzystuje.
Ani nie ma w tym historii, ani ciekawej przygody, bo niby dzieje się sporo, ale chaotycznie, bez jakiegoś większego sensu. No i jeszcze coś - humoru w tym też za grosz, a przecież tak lubiliśmy te scenki, które ekipa Tomasza czasem potrafiła wykreować. Jeżeli film sprzed prawie 50 lat okazuje się o niebo lepszy od tego co nakręcono współcześnie, to jedynie można westchnąć i spytać: po co w takim razie marnować kasę. Żeby w fabule pojawiło się więcej poprawności politycznej? No darujcie...

I nie porównujcie tego z Indianą Jonesem, błagam. Nie odbierajcie mi kolejnego miłego wspomnienia (nowe wersje wolę sobie odpuszczać). Mając 1/1000 budżetu nie próbuje się gonić z takimi mega produkcjami, tylko szuka się innego pomysłu (humor, tajemnica itp.), inaczej wychodzi właśnie tak. Czyli żenująco.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz