Ponieważ wciąż zbiera się sporo szkiców, a często piszę te bardziej świeże, zaczynam się bać, że po kilku tygodniach nie będę wiele pamiętał. Zabieram się więc za odgrzebywanie starszych notek.
Cherezińska tworzy powieści, które świetnie nadawałyby się na dobry film kostiumowy, z wielką historią w tle, ale i wyrazistymi postaciami na pierwszym planie. I nie zawsze oczywistymi jak pokazuje najnowsza jej książka. Po władcach Polski sięga po postać mniej znaną, choć wciąż przecież będziemy na orbicie wielkich dworów. Autorka od dawna interesowała się historią Księstwa Pomorskiego, ziem które dziś częściowo należą do Polski, a kiedyś stanowiły łakomy kąsek dla wszystkich sąsiadów (w tym naszych władców). I oto historia, w której czujemy jeszcze potęgę książąt pomorskich, ale i przeczuwamy ich upadek. Na przełomie XVI i XVII stulecia przez Europę przetaczało się wiele różnych konfliktów, ale tu nawet nie tyle błędne decyzje czy wojny stały się przyczyną konfliktu, a raczej brak potomków, którym można przekazać tron. A ponieważ już wtedy krążyły plotki o klątwie jaka spadła na ród Gryfitów, Cherezińska zgrabnie to wykorzystała, budując wciągającą historię o kobiecie, która nie chciała się podporządkować woli mężczyzn. Choć na naszych ziemiach polowania na czarownice może nie były tak intensywne jak np. w Niemczech, to i u nas w dokumentach można znaleźć ślady takich procesów. Jeden z nich był dość wyjątkowy, bo dotyczył szlachcianki - w 1620 roku, w Szczecinie stracona została Sydonia von Bork. Akta sądowe stały się punktem wyjścia do poszukiwania odpowiedzi na pytanie - czym tak bardzo mogła się narazić, że oskarżono ją o tak potworne czyny jak zamordowanie panującego księcia.
Broniła się prawie rok, w dodatku sama zabierając głos w swojej sprawie, kilkukrotnie odwoływała zeznania wymuszone torturami, co było raczej rzadkością, bo ludzie bali się raczej powtórnego przechodzenia przez katusze. Kpiła sobie czasem z mężczyzn, przekonana o swojej bezkarności, choć przecież każda dekada jej życia coraz bardziej odzierała ją z należnego jej majątku i splendoru. Sławny ród, z którym każdy się liczył, stawał się już jedynie legendą z przeszłości. Powodem do dumy, ale i gorzką pigułką, gdy patrzyło się na konflikty między rodzeństwem czy kuzynostwem. Śledzimy losy Sydonii praktycznie od młodości, gdy miała okazję przebywać na dworze Gryfitów. To właśnie w tych pierwszych latach możemy upatrywać źródeł tego przez co potem tak wielu będzie się od niej odsuwać. Stara panna, która odrzuca kolejnych kandydatów, uważając że jest od nich lepsza, że sama może decydować o swym losie. Nie chce dać sobą rządzić nikomu, ale jednocześnie walczy o to co jej należne, choćby i sądy miały już dosyć jej pozwów. To świat mężczyzn, bo to oni dzierżą zwykle władze i pieniądze. A prawo? Ich zdaniem jest ważne, gdy ich samych nie dotyczy jako winnych. Ale co ciekawe, choć śledzimy dramaty tych mężczyzn, próby naprawiania własnych błędów, jakieś ich intrygi lub fascynacje, to wydają się oni słabi, z góry przegrani z losem, który już dla nich coś ma przygotowanego. W centrum powieści za to jest kobieta, która mimo że wydaje się wciąż przegrywać, nie traci swojej pewności siebie, chęci do walki, do życia.
Ciekawa bohaterka, powiedziałbym że raczej bliższa dzisiejszym kobietom niż tym z przeszłości, w dodatku ewidentnie w nosie ma brak dostępu do nauki przez płeć piękną - skoro nie może oficjalnie jej zdobywać, czerpie ją tak jak potrafi: z natury, od alchemików, z ksiąg które zdobywa. Dla niektórych być może już samo to wystarczyło do oskarżenia o czary, choć dziś wydaje nam się to raczej śmieszne lub wręcz kuriozalne.
Rozbudowana, wielowątkowa powieść nie jest łatwa w lekturze, może i nie wciąga tak bardzo jak poprzednie powieści Cherezińskiej, ale zdecydowanie warto. Gdy inni piszą powieści historyczne trącące banałem, romansem, kalką, zdecydowanym uwspółcześnianiem, ona dba o realia, o klimat, podbudowę w źródłach, ale potrafi też ożywić te historie, byśmy czytali je z wypiekami na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz