Mam trochę kłopot z tą biografią. Nie tyle z jej rzetelnością, co ze stylem, pomysłem na jej napisanie. Wkurza też oczywiście marketingowe i narcystyczne zagrywki: jako jedyna rozmawiała..., pierwsza biografia itp. Ale nawet jeżeli przymknę oko na to i skupię się na samym tekście to uczucia mam mieszane. Z jednej strony, trudno odmówić pracy analitycznej, docierania do różnych osób, podobać się może pokazanie Kory nie tylko jako artystki, ale jako człowieka, nacisk na jej zainteresowania, pasje, poszukiwania. Z drugiej, drażni chwilami jakby brak wrażliwości przy podawaniu niektórych informacji, jakby pogoń za sensacją, rozciąganie niepotrzebne rozdziałów o innych ludziach z jej otoczenia nie wiadomo po co. No i kompletny brak chronologii. Wyobraźcie sobie że każdy temat np. Kora a zwierzęta, będziesz budować od jej dzieciństwa aż po jej śmierć i wciąż przechodzisz przez kolejne okresy, informacje. A potem o książkach. A potem o modzie. I tak dalej i tak dalej. Tak jakby czytelnik nie potrafił wyciągnąć sobie tych informacji, tylko trzeba mu je pokawałkować na tematy, rozebrać na czynniki pierwsze. Może komuś to pasuje, mi niestety nie - za dużo, zbyt powtarzalnie, niepotrzebnie. Choć nie przeczę, że znalazłem tu sporo ciekawostek, których nie znałem (np. jej lektury).
Mam więc kłopot. Nie zachwyca, a jednocześnie sporo tu rzeczy, za które jestem wdzięczny że mogłem o nich przeczytać. Nie to o zdradach, o konfliktach, narkotykach, czy aborcji (po co?), ale raczej te dzięki którym mogłem bardziej docenić Korę jako autorkę tekstów, czy odkryć jako trochę szaloną i serdeczną dla innych, przyjacielską kobietę. Ilość faktów, na których polowanie nastawiła się chyba autorka jest spora, ale w tym wszystkim jednak umyka mi to czego bym oczekiwał - bym poczuł emocje wobec bohaterki, spróbował ją zrozumieć lub się z nią spierać. Rola biografa jest jednak inna niż prowadzącego wywiad, on musi pogrzebać głębiej i sprawić byśmy usłyszeli to co leży między słowami, które ktoś wypowiada. Co nam np. z tego, że możemy przeczytać iż Kora opowiadała o strasznych doświadczeniach i molestowaniu w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne, ale potem nie chciała skonfrontować swoich wspomnień z tymi siostrami, które ją pamiętały (a one zaprzeczały wielu faktom). I już? Czytelnik sam ma sobie to rozsądzić? Wiele trudnych tematów jest więc jedynie rzuconych, bez pociągnięcia ich dalej, nie wiadomo dlaczego. Rozumiem niechęć do wydawania wyroków, ale jednak rzetelność i zwykła ciekawość raczej powinna zobowiązywać do czegoś więcej niż ślizganie się po powierzchni.
Na plus - świetne zdjęcia! A potem wkurzające całe rozdziały poświęcone innym ludziom. Ja rozumiem, że może byli ważni dla Jackowskiej, może dzięki temu mieliśmy coś dostrzec, ale naprawdę to chyba nie tędy droga, by poświęcać całe strony fanowi, współpracownikowi, muzykowi. Czy to nie pójście na łatwiznę? Zamiast wykorzystać wspomnienie, rozmowę, ale natrudzić się, by coś z niej wyciągnąć nowego, piszę o czyimś dorastaniu, a stron przybywa... Wydawca i czytelnik zapłacą.
I tak to właśnie jest. Są plusy i minusy tej książki. Sam nie wiem czego jest więcej. Suche fakty, a z drugiej strony, sporo intymnych informacji. Nie zawsze pozytywne opinie, trochę odarcie Kory z tego nimbu gwiazdy, pokazanie jej apodyktyczności w niektórych sytuacjach, rozchwiania emocjonalnego, słabości - pewnie trudno uniknąć tego gdy chce się napisać o kimś szczerze, więc nawet fani nie mogą mieć tego za złe. Kora jako człowiek. Czasem silna, podziwiana, ale i jej drugie oblicze: słabej, samotnej, podatnej na zranienia. Czy dałoby się napisać to lepiej? Czuję że tak. Ale pewnie teraz długo nikt się na coś podobnego nie zdobędzie, bo będzie się wydawać że temat jest wyczerpany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz