Minęło właśnie 50 lat od premiery „Gorzkich łez Petry von Kant” Rainera
Wernera Fassbindera. Bohaterkami tego filmu były trzy kobiety – tytułowa
projektantka mody, jej wierna asystentka i młoda, piękna modelka, w
której Petra się zakochała. François Ozon opowiadając tą historię na nowo, przedstawia nam swoją własną wersję tego dzieła, tym razem wiążąc jego fabułę z biografią samego Fassbindera, który znany był z co najmniej skomplikowanych relacji zarówno z kobietami, jak mężczyznami.
Reżyser i kreowane przez niego gwiazdy, fascynacje i pierwszy zachwyt, a potem płacz i rozczarowanie. Tak bardzo by chciał, by i w nich i w nim pozostawała ta ulotna pierwsza chwila, gdy im zależało na pierwszych sukcesach, a on mógł pokazać całemu światu jako pierwszy ich blask. Gdy potem przychodzi sława, nie jest im już potrzebny, czują się niezależni, sami szukają obiektów, które ich mogą fascynować. Po co im więc dawna relacja? Sam sentyment i wdzięczność za pomoc na początku nie zastąpią przecież miłości.
Ale i w nim coś się zmienia. I nie chodzi jedynie o narcyzm, o chęć bycia podziwianym i adorowanym - to co świeże po prostu inaczej smakuje... Pożądanie to nie miłość, zwykle szybko się wypala.
Ciekawy jest tu nie tylko wątek samotności, którą próbuje się wypełniać kolejnymi relacjami, alkoholem i kokainą, na to przecież nakłada się również postrzeganie przez otoczenie - oto wielki twórca, a wszyscy czekają na jego kolejne wielkie dzieło. Jeżeli czuje się wypalony, jeżeli sam nie jest zadowolony ze swoich pomysłów, zaczyna się jeden wielki dół. I pieniądze go nie wypełnią.
Czy świat powinien artyście wybaczyć jego dziwactwa i grzeszki, bo przecież dzięki temu ma w sobie też ten pierwiastek szaleństwa? Czy wolno mu więcej? Może i nie jest to film bardzo wybitny, ale pozwala na postawienie na nowo ciekawych pytań. No i przyznajmy - obsada fenomenalna!
Produkcja raczej dla smakoszy, wytrawnych kinomaniaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz