Po obejrzeniu Teściów i pierwszych scen Białego potoku czułem, że jestem w podobnych klimatach. I prawdę mówiąc nie bardzo rozumiem czemu takie produkcje nazywać mamy komediami. Bo mamy śmiać się z ulgą, że to nie my znaleźliśmy się w tak niekomfortowej sytuacji, bo przecież bohaterowie są tacy "zwyczajni"? O ile Rzeź obnażała hipokryzję, pewne uprzedzenia i skrywaną agresję i mogła się podobać, to ile razy można opowiadać te same historie, jedynie spiętrzając ilość nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności i poziom agresji? Tu raczej motorem wszystkich późniejszych kłopotów jest zazdrość, ale to tym bardziej czyni tą produkcję dość wtórną. No chyba że porównamy ją z "komediami" krajowej produkcji. O tak, to wtedy mamy do czynienia z czymś o niebo lepszym.
Dość prosty schemat - dwa zaprzyjaźnione małżeństwa, mieszkające praktycznie naprzeciwko siebie. Piękne domy, samochody, jakaś stabilizacja. I niby wszystko układa się idealnie, ale przecież zawsze znajdzie się jakaś zadra, która potem wbija się coraz głębiej pod paznokieć.
A gdy już zasiane zostanie jakieś ziarenko podejrzeń, pojawią się mniejsze lub większe kłamstewka i przemilczenia, padną pierwsze słowa wypowiedziane w złości i emocjach, okazuje się że już nic nie może powstrzymać lawiny. I tylko sąsiedzi albo policjanci mogą się stukać w głowę i dziwić tłumaczeniom jak do tego doszło. No nic się stało - odpowiadają bohaterowie, choćby krew ściekała z twarzy. Przyznać się do błędu nie jest łatwo, zaciska się więc zęby, już planując zemstę...Aktorsko... No cóż, gdy ma się w głowie Rzeź to porównania raczej nie ma. Dorociński już chyba też za często dostaje role tego typu. Może i ciut teatralnie, w zbyt przerysowany sposób i mało odkrywczo, ale i tak jeżeli macie wybór: Biały potok lub dowolna komedia naszej rodzimej produkcji to wybierzcie to pierwsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz