Poprzednia notka o fantasy to niech kolejna też w podobnych klimatach. Chociaż nie, no przecież Mortka jest dużo bardziej familijny, nie mniej jajcarski, ale jednak to humor innego typu. A już Koszyczek dla Doli jest jeszcze bardziej wyjątkowy, bo to prezent od autora na święta Bożego Narodzenia i zawiera jeszcze więcej elementów, które mogą spodobać się dzieciakom. Choć sam cykl o ekipie Kociołka i Głodnej puszczy, nie jest pozbawiony mroku, odrobiny przemocy, to ta część (chyba powinna być zapisana w kolejności jako 3.5) jest inna. Niestety krótsza od pozostałych, to bardziej długie opowiadanie, niż powieść, ale i mniej rozbudowana fabularnie. To nie znaczy że niewiele się w niej dzieje, wszystko jednak dzieje się blisko domu, w rodzinnej atmosferze, a kolejne rozdziały przeplatane są dodatkowo bajkami opowiadanymi dzieciakom.
No bo przecież gdy dorośli przygotowują wszystko do świątecznej biesiady, najlepiej posłać dzieci do łóżek i raz na jakiś czas tylko wpaść, by przypilnować czy nie rozrabiają. Na dole, przy gotowaniu i sprzątaniu i tak jest sporo zamieszania i nerwów.
Kociołek już przyzwyczaił się do tego, że jego żona i teściowa rozstawiają wszystkich (a szczególnie jego) po kątach w ten wyjątkowy wieczór, stara się więc jak może sprostać ich oczekiwaniom, a gdy tylko może znika z ich oczu przynajmniej na chwile. Zazdrości swojej drużynie, bo ci bez szukania wymówek raczej trzymają dystans od pań tego dnia. W końcu jednak tradycja zobowiązuje...
I w sumie tak można by w skrócie zarysować fabułę: pokazujemy, że w ta nerwowa atmosfera przygotowań, zmęczenie, goście oczekiwani bardziej i mniej, jakieś kłopoty bo o czymś się zapomniało lub coś się wydarzyło, nie powinny nam przysłaniać tego co najważniejsze. Że możemy być razem, że się o siebie troszczymy. I nic to, że tu nie chodzi o Boże Narodzenie, bo przecież w uniwersum stworzonym przez Mortkę obchodzi się tu Dzień Zstąpienia Doli, atmosfera przecież jest podobna. Bohaterowie więc ścigają wilkołaka, bronią domostwa, próbują rozwiązać zagadkę gościa, który do nich zawitał (a w taki wieczór nie wolno nikogo wyrzucić), no i pomiędzy tym wszystkim wpadają opowiadać bajki dzieciakom. A każdy przecież opowiada je w swoim stylu i to też jest niezła frajda - poznać trochę bliżej każdego z tych oryginałów: Gramma, Eliaha, Zwierzaka, Żychłonia, Urgo no i Sarę, czyli żonę Kociołka. Wchodzimy więc bardziej w domowe i rodzinne klimaty, a nie awanturnicze wyprawy, które dominują w powieściach jakie dotąd czytałem z tego cyklu. Jaki morał wyciągną maluchy z ich opowieści i czy chaos, który wdarł się do ich domu pozwoli na dokończenie przygotowań? Przekonajcie się sami. Fajnie jest jeszcze w tej styczniowo-zimowej aurze powrócić do atmosfery świąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz