Mała obsuwa z notkami, ale już powoli nadrabiam. Gorzej, że niedługo kolejny wyjazd i za cholerę nie chce mi się brać komputera by coś pisać. Najwyżej z książkami będę nadrabiał. Na razie w tym roku 6 skończonych (ale część rozpoczęta wcześniej). Materiału na razie nie powinno więc zabraknąć, zwłaszcza że czekają mnie długie podróże koleją - pozostaje więc tylko wybrać lektury. Na styczeń w planach m.in. M.A.S.H., nowy Czubaj, może Podlasie, na razie w audio leci nowy Twardoch. Zobaczymy co jeszcze wpadnie.
Z Jakubem Ćwiekiem jakoś nie było mi dotąd po drodze - kojarzyłem go z jakichś pełnych czarnego humoru historii, mało skomplikowanych i raczej nie pozostających w głowie na dłużej. Pewnie to krzywdzące, ale jego debiut, czyli zbiór opowiadań "Kłamca" jakoś nie przekonał mnie do tego, by szybko sięgać po kolejne rzeczy. Może dlatego, że nie spodziewałem się tekstów tak mało ze sobą powiązanych - skaczemy przez epoki, klimat, natężenie humoru, a łączy je jedynie postać głównego bohatera. Nordycki bóg kłamstwa Loki, daleki jest od tego by spełniać jakiś "kanon dobrego zachowania" swoich pracodawców. On wykonuje usługę, a szczególnie przydatny jest wtedy, gdy tamci nie mają już innych pomysłów albo po prostu mają skrupuły. Ach, nie powiedziałem dla kogo pracuje Loki. Ano dla sił dobra, czyli dla Michała Gabriela i jego aniołów. Czemu tak? A czemu nie? Skoro mógł uratować swój tyłek i jednocześnie co nieco ugrać? Zawsze to lepsze niż być skazanym na jakieś długotrwałe męki, zapomnienie i brak przygód.
Tych mu przecież nie brakuje, bo aniołowie nie ogarniają ludzi już od dłuższego czasu - za mało ich, za dużo pokus i coraz większa bezradność skrzydlatych, by dawnymi metodami wciąż utrzymywać swoich podopiecznych w posłuchu i względnym bezpieczeństwie. Lokiego przecież zakazy Pana nie obowiązują, jest więc powiedzmy takim specem od czarnej roboty.Jak wspomniałem, opowiadania wydają się być powiązane jedynie słabymi nićmi, a jeżeli któreś spodoba nam się klimatem bardziej, czeka nas zawód, bo nie ma żadnego ciągu dalszego, kolejne jest zwykle trochę z innej bajki. Po trzecim lub czwartym już się przyzwyczaiłem i zacząłem nawet czerpać z tego pewną przyjemność, ale początki z tą książką miałem oporne. Gdzie współczesność, a gdzie jacyś dawni bogowie? Gdzie terroryzm, a gdzie przekręt finansowy na cel charytatywny? Potem się powoli wciągamy i zaczynamy tym bawić, ale wciąż chciałoby się więcej, a tu tak szybko koniec... Jest nierówno, pomysł niezły i ciekawość na kolejne tomy jest, choć gdyby ktoś mnie zapytał czy warto to mieć na półce, szczerze odpowiedziałbym, że chyba niekoniecznie.
Klimatem chyba wygrywałaby Kossakowska, ale u Ćwieka znowu fajny jest ten czarny humor... Hmm może ja już po prostu wyrosłem z takich lekkich głupotek? Ale nie, bo Mortka wciąż bawi. Aha - już niedługo wystawiam Kłamcę z autografem na aukcję na WOŚP (Mortkę też ale bez autografu). Ktoś będzie chętny? Wrzucę link jak pojawi się licytacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz