sobota, 21 stycznia 2023

Fabelmanowie, czyli zajmij się w końcu czymś poważnym

Spielberg powraca filmem, w którym ukrył sporo elementów autobiograficznych i tak jak choćby ostatnio Branagh oczarowuje nas sentymentalną opowieścią o rodzinie, o dojrzewaniu, o marzeniach, o czasach, w których wszystko choć wokół wszystko było trudniejsze, było chyba jednak prostsze.
Czuć w tym filmie miłość do kina i to chyba najlepsze sceny filmy, gdy poprzez młodego bohatera, odkrywamy różne jego sztuczki, jakich dokonywał, by jego amatorskie produkcje były ciekawsze. Już od pierwszych scen, gdy rodzice zabierają malutkiego Sammy'ego do kina i gdy ten zauroczony jest przede wszystkim obrazami katastrofu kolejowej, czujemy że będzie to jego pasja. Ojciec, inżynier pracujący przy projektach przyszłych komputerów, ma chyba jednak nadzieję, że to dziecinna zabawa, kosztowna lecz z czasem pewnie minie. Co innego matka - z duszą artystyczną, wspierająca go w jego kolejnych projektach. Kręci więc, montuje i marzy o tym, by robić to w przyszłości. Od ojca ma dar do rozwiązywania problemów technicznych, od matki fantazję. I tak rodzi się być może przyszły geniusz, który potem będzie czarował nas swoimi wizjami. 

 

Fabelmanowie są rodziną, które pozornie nic nie brakuje, żyją na niezłym poziomie, nawet to, że matka porzuciła karierę muzyczną, by zajmować się dziećmi jest raczej jak na lata 50 pewną normą, a nie wyjątkiem. Mimo wyrozumiałości męża, który przyjmuje ze spokojem różne jej pomysły, nie czuje się szczęśliwa i nie chodzi jedynie o samą możliwość koncertowania. Po prostu jej czegoś brakuje. Może ciepła, serdeczności. I Sammy to dostrzega, choć przecież to on najmocniej w pewnym momencie skonfliktuje się z mamą, gdy odkryje jej sekret. Mamy więc dwie warstwy - kolejne etapy rozwijania pasji przez dorastającego chłopaka oraz atmosferę domową, która zdecydowanie po kolejnej przeprowadzce mocno się zmienia na gorsze. Do tego dodajcie jeszcze jakieś problemy w szkole, antysemityzm, pierwszą miłość i macie cały film. Ponad dwie godziny. Bez wielkiego napięcia, ale mimo wszystko cały czas coś się dzieje. Spielberg pokazuje jak można uczyć się patrzeć na świat, by dostrzec ciut więcej niż inni, pokazać coś co może innym umykać. I może dlatego ogląda się to z taką ciekawością. W tej opowieści być może rozlicza się też z jakichś spraw rodzinnych, ale nie skarży się, nie wkurza na rodziców, raczej z czułością opowiada jak próbowali przejść przez trudne okresy, zawsze dając wsparcie przede wszystkim dzieciom.  

Film pełen ciepła, ale ciut zabrakło mi w nim magii, czegoś wyjątkowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz