Nie wiem czy będzie mi w najbliższych dniach dane pisać spokojnie, więc już dziś wrzucam notkę o książce, którą koniecznie chcę dać jeszcze w styczniu. Dlaczego? Bo to dla mnie to chyba najważniejsza książka tego miesiąca.
Polecam lekturę szczególnie tym, którzy mają dzieci, może wnuki i generalnie raczej myślą, że posiadanie potomstwa to coś normalnego. No właśnie. Bohaterka tej powieści stwierdza, że choć jest już grubo po 30 nigdy nie chciała i nie chce mieć dzieci. I szczerze opowiada o tym dlaczego. Co ważne, pisze też o tym jak się czuje, gdy słyszy lub czuje ze strony otoczenia komunikaty o tym jak to niby "kiedyś zmądrzeje", "dojrzeje do tego", "przecież to takie cudowne" i setki innych równie od serca. To chyba jest tu najciekawsze - nie tyle samo zobaczenie perspektywy, kogoś kto dokonuje wyborów, być może dla mnie niezrozumiałych, ale zrozumienie jak ja swoimi osądami, mogę ją ranić. Bo wybraliśmy inaczej? Bo spędzamy inaczej czas, nie mamy wspólnych tematów (to też przecież bzdura)? Czy posiadanie dzieci czyni mnie lepszym albo doświadczającym bardziej prawdziwego szczęścia (w odróżnieniu - jak się czasem mówi - od egoizmu własnych przyjemności)? A niby dlaczego? Społeczeństwo oczywiście korzysta na zwiększaniu populacji, ale czy nie ważniejsze byłoby pytanie o to, jakim się jest rodzicem i czy wychowa się szczęśliwe dzieci. Czy łatwo jest być w związku, gdy czuje się, że chyba jednak druga strona nie jest tak samo pewna decyzji o posiadaniu dzieci? Co wynika z lęków, z podświadomości, a co z racjonalnych przemyśleń i argumentów? To przecież nie jest tak, jak by chcieli widzieć to czasem ich krytycy, że to wybór wygodnego życia bez odpowiedzialności, imprezowania, picia, zabaw, podroży itp. Owszem - to oczywiście pewne plusy, ale to nie jest tak, że bohaterka nie jest świadoma różnych za i przeciw, nie bierze ich pod uwagę. Oczywiście nabija się z tych, którzy nagle wykruszają się z szeregów podobnych jej młodych ludzi i nagle zmieniają perspektywę o 180 stopni, udając mądrzejszych, starszych, gdy tak naprawdę czasem jedynie przypadek sprawił, że zostali postawieni przed brakiem wyboru, brakiem możliwości rejterady. Stoi za tym jednak bardziej zdziwienie, niż drwina i krytyka, które boleśnie za to odczuwa na swojej skórze. Dojrzałość nie musi być jednowymiarowa, nie musi też być determinowana przez biologię i fakt możliwości lub nie posiadania dzieci. Czym więc jest?
To spojrzenie na rodzicielstwo z zupełnie innej perspektywy, może dlatego jest tak interesujące. Bez użalania się, tłumaczenia, bez traum, bez atakowania... Po prostu pokazanie tego jako prawa do własnego wyboru. Bo lubię swoje życie i nie chcę go zmieniać - mówi bohaterka. Lektura tej książki zmusza więc trochę do innego spojrzenia, otwiera głowę na prawo do wolności, a zamyka na wszelkie próby wywierania presji, zadawania pytań, żądania tłumaczenia. To co dla nas jest normalne, nie musi być takim samym dla wszystkich.
Oczywiście - wszystko można strywializować, skomentować jakimś dowcipem o kobietach, którym wystarcza piesek albo kotek, nazwać argumenty błahymi, ale jeżeli ktoś chce podchodzić do drugiego człowieka z empatią, chce go zrozumieć, to myślę że obok tej książki raczej tak obojętnie i ze wzgardą nie przejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz