Notka z serii: omijaj z daleka. I nie patrz na to, że znasz kogoś z obsady, że lubisz... Choćby i dopłacali, omijaj z daleka, szczerze radzę. O ile polskie komedie już dawno przestały bawić, to ta chyba nawet dla miłośników "przebojów", które nazywane są komediami, okaże się niestrawna.
Pomysł, który być może sprawdził się przy Testorenie, czy Ladis, czyli osadzenie akcji w grupie jednej płci, a wszystko kręci się wokół tej drugiej, tu okazał się totalnym niewypałem. Chamskie żarty, absurdalne sceny... żeby to jeszcze podążyło w kierunku groteski, jakiejś fantastyki (bo miejsce akcji, czyli wielki biurowiec, w którym można pobłądzić aż się o to prosi), ale reżyser chwilami wpada w takie tony, jakby wierzył w te rzeczy, które opowiadają jego postacie.
Przybliżmy je troszeczkę.
Szalone to wszystko. I szczerze? Wcale nie zabawne.
To nawet nie jest film o mężczyznach, a raczej karykatura ich lęków i pragnień o tym by ich podziwiano. Raczej wypada to wszystko żałośnie. Gdyby panowie nakręcili taką "komedię" o paniach, zostali by zjechani za seksizm, głupotę i szerzenie dziwnych stereotypów. A że kręcą o panach, na podstawie scenariusza napisanego przez kobietę, to można jedynie wzruszyć ramionami i spytać: czemu żeście to tak spieprzyli? Tylko aktorów żal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz