czwartek, 31 marca 2022

Kwiecień plecień, czyli parę fotek i wspomnień

Blog daje możliwość notek bardziej prywatnych, rzadko jednak z tego korzystam. W końcu powstał głównie po to by pisać o kulturze. Od czasu do czasu pojawiały się jednak wpisy podróżnicze, czy raczej krótkie relacje z wypadów, z nadzieją że kogoś zainspiruję. Najczęściej chodziło o wyjazdy z dziećmi, nastawione na zwiedzanie, a nie na siedzenie na tyłku. Dzieci porosły i choć czasem jeszcze jeździmy razem (ostatnio głównie Dolny Śląsk), to coraz częściej zdarzają się wyprawy rowerowe (coraz dłuższe) i kilkudniowe wypady samotne lub z przyjaciółmi. 

Większość fotek idzie wtedy na FB i to na ten prywatny, a nie na Notatnikowy. Kto chce ten znajdzie. Ileż skarbów i urokliwych miejsc skrywa nasz kraj i ile życzliwych ludzi można czasem spotkać właśnie poza głównymi, udeptanymi szlakami.
 

 

Uznałem, że choć trochę podzielę się tym co mnie ostatnio mocno kręci, czyli wypadami w góry, by zdobywać Koronę Gór Polski (28 szczytów z różnych pasm). Zacząłem na wiosnę w ub roku, na razie nie jest jakoś tego dużo, bo i kasy brak, ale 9 szczytów już jest. I ponieważ nie miałem z kim jeździć, jeden zrealizowałem samotnie, a ostatnio zacząłem korzystać z ofert mini biur podroży, specjalizujących się w weekendowych wyprawach. Dla mnie człowieka raczej mało towarzyskiego i o średniej kondycji trochę wymaga to przełamania się, ale atmosfera jest fajna i lada dzień jadę na kolejny wypad. Trochę z obawami o pogodę, bo zapowiadają śnieg, a miał być wyjazd w poszukiwaniu krokusów, ale jak by nie było, przygoda będzie ciekawa!

 

Dzisiejsza notka będzie głównie z fotkami, zawsze można o coś dopytać w komentarzu. Zdjęcia będą pochodzić ze stycznia i marca, czyli z Gór Opawskich i z ostatniego wyjazdu w Sudety (Góry Złote i Bielskie), z Jaskinią Niedźwiedzią na deser (niesamowita). Wciąż odkrywam nowe miejsca, obiecuję sobie, że w niektóre wrócę (Sowie, Śnieżnik), mam ochotę pokazywać je rodzinie i znajomym, dzielić się swoim szczęściem. Bo to właśnie tym dla mnie jest - mimo zmęczenia, człowiek potem ma co wspominać i nawet brudny i ledwie żywy, ma banana na twarzy.

Przez lata łaziłem amatorsko głównie po Tatrach, ale dzięki KGP odkrywam tereny zupełnie mi dotąd nieznane. Jeździło się mijając te górki, wieże widokowe, ale nigdy nie było czasy żeby się tam wdrapać. A jest po co. Choć to inne widoki i doświadczenie od tego w Tatrach, jest frajda ogromna z obcowania z naturą przy mniejszej ilości turystów, poznawania historii miejsc dotąd mniej sobie znanych, chłonięcie atmosfery, którą te góry i małe miejscowości oferują. 

Zaskoczeń i zachwytów jest co nie miara. No bo niby znasz kurorty przynajmniej ze słyszenia, wiele z nich jednak ginie ze swoim urokiem pod masą reklam, hałasu, komercji. A tu czysta magia. Międzygórze, Głuchołazy, schroniska, czy nawet małe wioseczki potrafią okazać nam swoje piękno gdy tylko trochę się zatrzymamy, gdy nie pędzimy. Zresztą co ja będę gadał, zostawiam Was ze wspomnieniami, piękną pogodą do jakiej dotąd miałem szczęście. A w ten weekend jakby co wypatrujcie już kwietniowej, ale za to z powrotem zimowej relacji. Jadę w Gorce. 

 













 

1 komentarz: