Mam trochę kłopot z tą książką. Jej trochę senny klimat, niedopowiedzenie jakie zawiera, zagadkowość, równocześnie intrygowały, ale i przeszkadzały w odbiorze. Może po prostu powinienem sięgnąć po nią totalnie wypoczęty, skupiony i wtedy bym bardziej docenił koncept i styl. Gdy czytasz określenia dystopijny majstersztyk oczekujesz wielkiego wow! a gdy go nie dostajesz, czujesz trochę zawód. To nie jest zła książka, jej tajemniczość pozwala na pewną dowolność w interpretacji (nawet w kierunku odrealnienia zagrożenia i doszukiwania się w tym lęków związanych z procesem twórczym), na pewno myśli się o niej, nawet po skończeniu lektury. Może więc to potraktujmy jako pewien wyznacznik oceny, nawet jeżeli nie postawię jej na podium wśród tego co poruszyło, co się podobało. Tym razem lektura bardziej dla intelektu, niż emocji :)
Czy to źle? Oceńcie sami. Na pewno jej krótka forma zaskakuje, tym bardziej w zderzeniu z bardzo starannym wydaniem (brawo ArtRage).
Tytuł powstał już ponad cztery dekady temu, ale teraz jakby na nowo się go odkrywa. Pojawianie się na świecie powrotu do rządów konserwatystów, populistów, haseł dzielących ludzi, ograniczania demokracji, zdaje się, że nasila zainteresowanie literaturą ostrzegającą przed skutkami akceptacji takich rozwiązań. I tu Kay Dick, ze światem, który walczy ze wszystkim co nosi znamiona indywidualizmu, twórczości, kreacji czegoś z dziedziny sztuki, wpisuje się idealnie.
Powieści Kay Dick być może brakuje trochę rozmachu wizji, ale w tych kameralnych obrazach z prowincjonalnego brytyjskiego wybrzeża, jest coś bardzo niepokojącego. Oto artyści muszą ukrywać się przed społeczeństwem, przed sąsiadami, z obawy, że coś może im się stać. Kim są tytułowi Oni, którzy wywołują tak wielki lęk, kiedy wszystko się zaczęło zmieniać? Tego nie wiemy. Najpierw z półek znikały tomiki wierszy, obrazy, potem zaczęli znikać również ludzie. Presja i podejrzliwość narasta i już prawie na oczach autorów, niszczone są ich dzieła. Wszystko to co może świadczyć o wrażliwości, jest traktowane jako odstępstwo od natury, jako coś szkodliwego dla społeczeństwa. Muzyka, malarstwo, literatura, rzeźba są już zbędne, a ich twórcy muszą być "przywracani społeczeństwu". Lepiej niech będą bezmyślnym warzywem, niż mają kogokolwiek zarazić swoją twórczością. Oto świat, który jest piękny, ale tym pięknem nie wolno się zachwycać i niedługo nie będzie też komu. Czyż nie brzmi to groźnie i niepokojąco?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz