Wpis by pasował bardziej na wczoraj, czyli na Dzień Kobiet, ale że seans był dziś, to i potraktujmy to jako głos, który przedłuża to święto na kolejne dni, tygodnie, miesiące. Czemu to takie istotne? Bo to opowieść nie tylko o przygodzie w górach, zdobyciu szczytu, ale raczej o marzeniach, o przełamywaniu pewnych stereotypów. W Boliwii miejsce kobiet jest w domu, w kuchni, nikt raczej nie myśli o nich jako o kimś, kto może wędrować po górach, a już na pewno nie będą to przedstawicielki rdzennych plemion indiańskich, żyjące raczej biednie.
Kolejny pokaz zorganizowany w ramach cyklu JACK WOLFSKIN LĄDEK FILM TOUR jest więc nie tylko gratką dla miłośników gór, ale również mocnym głosem kobiet w walce o równe prawa, o możliwość realizowania siebie w taki sposób, jaki sobie wymarzą.
Ich mężowie, rodziny często pracują przy obsłudze wycieczek turystów zagranicznych, ale one po raz pierwszy miały okazję ruszyć się gdzieś dalej i to w dodatku na szczyt, który jest symbolem: na Aconcaguę, czyli najwyższą górę obu Ameryk. Ponad 6000 metrów to nie lada wyzwanie, nawet dla kogoś kto mieszka na sporej wysokości i jest lepiej przygotowany do zmierzenia się z chorobą wysokościową. Lidia, Cecilia, Dora, Elena i Liita wspinały się ubrane w swoje tradycyjne stroje, bo przecież to jest ich codzienny strój, tym bardziej więc budziły zainteresowanie i podziw. Jakże się różnią od tych wszystkich turystów, z wypasionym sprzętem, trenujących kondycję i płacących za to, żeby ktoś wniósł im bagaże pod sam szczyt.
Sam film może bez rewelacji, można wyczuć w nim trochę sztuczności, ustawianych zdjęć, ale sama historia i bohaterki - fantastyczne. Przesłanie filmu również!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz