Maga: Dziwna ta „Mewa” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej jako spektakl dyplomowy studentów Akademii Teatralnej w Warszawie. Niby Czechow, ale taki nie do końca. Przełożenie scen i akcentów nie robi krzywdy oryginałowi, jednak patrzenie na tę sztukę w takiej formie zmienia perspektywę. Już sceny początkowe pomiędzy Niną i Trieplewem (Maria Kresa i Jakub Dyniewicz) wprowadzają nas w trochę inną narrację, a scenografia (krzesła ustawiane w półokrąg) przywołuje na myśl terapię grupową.
Robert: Wychodzimy z kostiumów, scenografii, z kontekstu epoki, miejsca, czasu. Co zostaje? Emocje? Interakcje?
MaGa: Ta sztuka toczy się tu i teraz. Nie ma przeskoku dwóch lat, by zobaczyć jak życie obeszło się z bohaterami. Jest jedna doba, która odkryje wszystkie tajemnice rodzinne, pokaże rozterki i sekrety poszczególnych bohaterów, a mamy tu dziwną pętlę ludzi, którzy kochają, ale nie są kochani. Na tym tle walka buntownika Konstantego usiłującego walczyć o swój głos w teatrze, traktującego wcześniejsze formy jako stare, skostniałe i nie do przyjęcia, tworzącego dzieło jednak tak kiczowate, że aż śmieszne – zakrawa na parodię.
Robert: Co nowego można pokazać, co powiedzieć, jeżeli prawie wszystko już powiedziano i pokazano? Co z tego że zmieniamy formę, sięgamy po kamerę, projekcję video, skoro nie ma w tym nic interesującego. Czy trzeba przeżyć więcej, doświadczyć, przejść jakąś drogę i zrozumieć/doświadczyć porażki, by wreszcie mieć coś do powiedzenia co może być ciekawe dla innych? To jakby konfrontacja naiwności ze zgorzknieniem, buntu z poddaniem się nurtowi zasad, oczekiwań, konwenansów.
MaGa: Ciekawie ogląda się ten spektakl, bo zatrzymanie akcji w jednym dniu zmienia nasze spojrzenie na bohaterów dramatu. Tu Masza (Magdalena Parda) dalej jest panną, Nina jeszcze wierzy, że zostanie wielką aktorką, a i Trigorin (Kacper Męcka) nie jawi się jako zły człowiek. Wydaje się, że reżyserce chodzi bardziej o postawienie pytań odnośnie statusu artysty, możliwości kroczenia własną drogą, choć dalej jest to dramat Czechowa, określany mianem „komedii ludzkiej”. Dramat o rozpaczliwym pragnieniu miłości, refleksji nad ludzkim losem. Również o relacjach w związku i pragnieniu akceptacji, także tej artystycznej, twórczej.
Robert: Chyba jednak ciekawsze były dla mnie emocje jakie buzowały między nimi - trochę chemii, ale i wyczuwalnego udawania, tworzenia pozorów, dobrej miny do złej gry. Lęk przed odrzuceniem, samotność, zazdrość - to wszystko udaje się fajnie nam pokazać.
MaGa: Tęsknota za lepszym światem, za spełnieniem marzeń to domena ludzi młodych, takich jakich widzimy na scenie. Nieważny jest bowiem czas w jakim rozgrywa się sztuka… zawsze młodzi będą dążyli do zmian, będą w kontrze do tego co zastali. A relacje międzyludzkie są niemal niezmienne; zrozumienie i miłość w związkach, w rodzinie, przyjaźń są ponadczasowe – dlatego absolwenci AT nie mają problemu, by to sugestywnie przedstawić.
Robert: Może właśnie trochę zabrakło tej różnicy wieku na scenie wśród aktorów, by wszystko wybrzmiało jeszcze ciekawiej. Co innego grać kogoś starszego, a jednak co innego czuć to w sobie. A może jednak zawiódł trochę pomysł reżyserki? Trochę bowiem czuć znużenie tym wszystkim, monotonię brakuje jakichś wyraźnych kontrapunktów. Przy tak surowej formie, praktycznie pustej scenie, bez kostiumów, tła, same dialogi, same emocje, nawet dobrze zagrane, wystarczą na spektakl mocno rozciągnięty w czasie.
MaGa: Trudno jest wybrać z tak zacnego grona tegorocznych absolwentów kogoś to się specjalnie wyróżniał, bo – według mnie – wszyscy prezentowali bardzo wysoki poziom. Oczywiście Maria Kresa jako Nina (Mewa) jest najbardziej rozpoznawalna, bowiem przez długą chwilę na żywo i z ekranu widzimy jej twarz w scenie otwierającej spektakl. Twarz charakterystyczną, wymowną. Ale przecież i Magdalena Parda jako Masza i Julia Banasiewicz jako matka Kostii były świetne w swoich rolach - pierwsza jako czarny anioł w żałobie po swoim życiu, druga jako wielka aktorka, u kresu kariery. Miała również swoje pięć minut Maja Kalbarczyk jako Polina we wzruszająco szczerej rozmowie z mężem. Wzruszał mnie też Tomasz Obiński jako Siemion – wysoki, zgarbiony, delikatny mimo niespełnionej i nieodwzajemnionej miłości do Maszy. Natomiast Kuba Dyniewicz jako Konstanty zachwycił mnie zarówno grą jak i piękną dykcją i mocnym głosem.
Robert: Aktorsko - tym razem bez wskazań z mojej strony, było w miarę równo i doceniam ich zaangażowanie, bo czuło się że sporo wkładają tam siebie.
MaGa: Ma ta „Mewa” również inne smaczki, jak chociażby lustro, w którym odbija się zniekształcona rzeczywistość, odbijają się postaci, które są inne niż usiłują siebie przedstawić. Jest mewa z origami jako symbol tworzenia czegoś z dostępnych środków, jest żywiołowy taniec gdzie każdy tańczy jakby coś innego, jednak nikt się mimo tego nie poddaje, jakby pragnął odgonić od siebie niemoc działania poprzez żywiołowe ruchy. W sumie ciekawa ta „Mewa” choć trzeba być bardzo uważnym w jej odbiorze.
Ja polecam.
Robert: Było interesująco, ale tym razem mnie nie porwało. Nie wiem czy nie wolałbym jednak zanurzyć się ponownie w klasyczną wersję, by jeszcze raz odkryć nie tylko to co Czechow chciał opowiedzieć o samych postaciach, ale i klimat chwili, czasów w jakich ich zawiesił.
MEWA ANTONI CZECHOW więcej o spektaklu tu
na podstawie przekładu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej.
reżyseria: Katarzyna Minkowska
dramaturgia: Marta Lewandowska, Joanna Połeć
choreografia: Krystyna Lama Szydłowska
scenografia i kostiumy: Łukasz Mleczak
muzyka: Wojciech Frycz, Kuba Dyniewicz
światło: Monika Stolarska
asystentura: Maja Urbanek
OBSADA:
Julia Banasiewicz- Irena Anodina, aktorka, matka Kostii
Aleksander Buchowiecki- Dorn, lekarz
Maksymilian Cichy- Piotr Sorin
Kuba Dyniewicz - Kostia, artysta performer
Maja Kalbarczyk - Polina, żona Sorina
Maria Kresa - Nina, Mewa
Kacper Męcka - Borys, pisarz
Tomasz Obiński - Siemion, malarz
Magdalena Parda -Masza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz